Napiszę może ogólnie, że u mnie rozmyślania na ten temat zaczęły się od rozgrzebania nigdy nie wyjaśnionych pytań pozostających gdzieś z tyłu głowy. Część z nich to pytania, jakie postawił hagios w tamtym temacie, jednak było ich więcej, np. Dlaczego mówi się tu o wypełnieniu sprawiedliwości Boga, skoro to niewinny jest niesprawiedliwie ukarany? Czy sprawiedliwość albo grzech to jakieś substancje które można wlać do słoika i przerzucać z jednej osoby na drugą? Czy Bogu naprawdę nie robi różnicy to, że zabija niewinnego w miejsce winowajcy? Czy w ogóle można tu mówić o miłosiernym Bogu, kiedy skazuje na śmierć swojego własnego Syna, by tak naprawdę rozwiązać problem który sam tworzy? Jak może się ostać wiara w Trójcę, kiedy Jedna osoba Trójcy zwraca się przeciwko Drugiej?
Nie widziałem satysfakcjonujących odpowiedzi na te i inne pytania i zacząłem drążyć temat. Od strony historycznej dowiedziałem się, że ten model który wyznaje się dzisiaj, ma swoje bezpośrednie źródło u Anzelma z Canterbury który żył w średniowieczu i był to model głęboko osadzony w tej epoce mentalnie i teologicznie. Później rozwinęli go reformatorzy, którzy wbrew pozorom wcale tak bardzo nie odcinali się od teologii Kościoła Rzymskiego - cała ich myśl oparta jest na tym samym fundamencie, położonym przez św. Augustyna a później rozwijanym przez całe średniowiecze na Zachodzie. Tym fundamentem jest np. przeniesienie całej relacji pomiędzy Bogiem a człowiekiem do obrazu sali sądowej - takie znaczenie zyskało np. pojęcie usprawiedliwienia, czy grzechu i nawet reformatorzy nie byli w stanie odciąć się od tego sposobu myślenia.
Drugą płaszczyzną moich refleksji była oczywiście Biblia. Zacząłem sobie zadawać pytanie, że skoro ten mechanizm ze śmiercią Jezusa, jaki rzekomo miał zrobić Bóg, jest "sednem ewangelii", to dlaczego praktycznie nigdzie Biblia tego nie naucza? Okazało się że wszystkie argumenty biblijne najczęściej były powyrywanymi z kontekstu cytatami które stanowiły jedynie szczątkowe przesłanki. Ta doktryna nigdzie nie jest przedstawiona w całości. Dochodzi do tego mnóstwo pobocznych kwestii, kiedy zacząłem zauważać że np. to rozumienie sprawiedliwości Bożej to również późniejszy wynalazek; że ofiary w ST wcale nie działają w ten sposób że zwierzę jest uśmiercone w miejsce grzesznika; że ofiara Chrystusa w żadnym miejscu nie wiąże się z odwróceniem gniewu Boga itd.
Trzecia płaszczyzna moich refleksji to praktyczne zastosowanie tej koncepcji. Bo jeśli zbawienie jest jedynie tym tzw. "usprawiedliwieniem", to realnie nie zmienia niczego w człowieku. Bóg jedynie przestaje się gniewać i nie chce już nas zabić. Zmiana zachodzi w Bogu, a nie w nas, a przecież Bóg jest niezmienny. Okazuje się, że całym problemem człowieka w tym modelu jest Bóg - który od początku stawia nierealne do spełnienia wymagania, chociaż wie że nie jesteśmy w stanie ich wypełnić, a następnie chce nas za to karać wieczną męką. Ale w pewnym momencie zamiast zabić nas, zabija swojego niewinnego syna i ogłasza że już wszystko jest ok. To według mnie obraz niemoralny, chory, patologiczny i z gruntu pogański. Mam niedawno nawróconą przyjaciółkę, która przez te i inne nauki autentycznie boi się Boga, ale nie w rozumieniu bojaźni, ale strachu, ponieważ tego typu nauki wytworzyły w niej obraz nie Boga, ale nieprzewidywalnego okrutnika. Nie tylko trudno jest wtedy Bogu zaufać, ale trudno też o przejście do praktycznego życia, bo zbawienie jest tylko jakimś odgórnym, niewidzialnym wyrokiem uniewinnienia, które nie ma realnego wpływu na resztę życia.
Tych problemów jest o wiele więcej, ale nie chcę teraz wszystkiego poruszać.
Ale wierzę, że większość osób, nawet jeśli w jakiś sposób wyznaje ten model, to nie wyciąga z niego tego typu konsekwentnych wniosków, ale rzeczywiście żyje z Bogiem, choć nie dzięki temu ale mimo tego.
No i teraz przechodzę do tzw. Christus Victor. Czytałem różne teksty wczesnochrześcijańskie, słuchałem audycji o tej tematyce i od strony historycznej okazało się, że jest to model wyznawany tak naprawdę od początku Kościoła. Tyle że problem jest taki, że nie jest to pojedyncza doktryna którą można łatwo wypisać w punktach jak przy penal substitution. Podobnie i czytając Biblię, tego modelu nie ukazuje się w ten sposób że bierze się parę proof-textów, składa w całość i coś wychodzi. Dzieło zbawienia to historia, narracja. Nie ograniczona tylko do opowieści o winie i karze, grzechu i krzyżu. Prawdziwym problemem człowieka nie jest jedynie niewidzialny wyrok winy, ale rzeczywiste utracenie wspólnoty z Bogiem, do którego człowiek kiedyś był podobny; zepsucie wewnętrzne które objawia się przecież w praktyce w tych którzy są krzywdzeni i którzy krzywdzą napędzając to błędne koło oraz śmierć, której wszyscy doświadczają i nie mogą od niej uciec. Kochany przez Boga człowiek przez to, że strasznie pobłądził, znalazł się w sytuacji beznadziejnej - w niewoli zła które trzymało go w garści on zewnątrz i od wewnątrz - zmuszając go do czynienia źle, sprawiając że inni czynią źle jemu, pozostawiając jego prawdziwe pragnienia niezaspokojone, a dając mu nienasycony głód grzechu, korumpując systemy polityczne i społeczne, a wreszcie uśmiercając go i więżąc w śmierci.
Bóg jednak, kochając człowieka, chciał wyrwać go z tego stanu i przywrócić do siebie. Syn Boży stał się człowiekiem, abyśmy my mogli stać się synami Bożymi (jak mawiał Atanazy z Aleksandrii) - Bóg wszedł w życie człowieka stając się w swoim uniżeniu jednym z nas, dzieląc z nami ten sam los, poddany tym samym cierpieniom i trudnościom, noszący wszystkie nasze słabości. Żyjąc jednak doskonale, wypełniając całą sprawiedliwość jako przedstawiciel ludzi, posiadał doskonałą więź z Bogiem, podobną do tej więzi, jaką człowiek miał z Bogiem kiedyś. Żył na ziemi lecząc chorych, karmiąc głodnych, pomagając słabym, miłując wzgardzonych, nie odpłacając złem za zło. "Kto mnie widzi, widzi i Ojca" - pokazywał człowiekowi Boga w sposób doskonały, bo żył wśród ludzi jako Osoba. W ten sposób też ustanawiał swoje Królestwo (główny temat 4 Ewangelii) - ustanawiając nowy porządek oparty na miłości pośród złego świata i w opozycji do "władcy tego świata". Władcy, który dowiadując się z kim ma do czynienia, postanowił Go zniszczyć - ta mroczna atmosfera w narracji Ewangelii z czasem gęstnieje jak jakaś czarna chmura wokół Jezusa, poczynając od rzezi niemowląt, a kończąc na tym, kiedy Jezus zapowiada, iż nadchodzi godzina władcy tego świata, kiedy wydaje Go przyjaciel, a tłumy zaślepionych ludzi i przedstawiciele władz wołają "Ukrzyżuj go!". Chrystus jednak jest na to gotowy, mówi do Judasza "co masz robić, rób szybko". Diabłu w końcu udaje się Go zabić, myśli że zniszczył Boga, zabił Dawcę Życia. Diabeł jednak sam przyczynił się w ten sposób do własnej zguby, nie wiedząc, że śmierć nie zdoła pomieścić i zwyciężyć Boga. Na człowieku i Bogu dokonane zostało bezprawie, a wtedy Ten wchodzi w ludzką śmierć, by stamtąd wyprowadzić więźniów na wolność, zmartwychwstaje i niszczy tym samym cały plan, jaki zło zamyśliło przeciwko człowiekowi.
Przyjdźcie, wszystkie narody,
oddajmy pokłon błogosławionemu Drzewu,
przez które dokonała się wieczna sprawiedliwość.
Bowiem ten, który przez drzewo zwiódł praojca Adama,
przez Krzyż wpadł w pułapkę
i przez wiarę strącony w nadzwyczajnym upadku jest ten,
który zawładnął gwałtem nad królewskim stworzeniem.
Krwią Bożą jad węża jest zmyty
i zostaje rozwiązane przekleństwo sprawiedliwego potepienia
przez niesprawiedliwy wyrok nad potępionym Sprawiedliwym.
Przez Drzewo bowiem musiało być drzewo uleczone
i przez cierpienie Niecierpiętliwego na Krzyżu
rozwiązane cierpienia potępionego.
Chwała, Chryste Królu, Twojej względem nas wstrząsającej ekonomii,
przez którą zbawiłeś wszystkich
jako Dobry i Przyjaciel człowieka.
Tym, którzy są w Chrystusie, śmierć nie zagraża. Ustanawia na ziemi wspólnotę ludzi związanych Duchem Świętym, której nie przemogą bramy piekieł, daje swoje przykazania i nauki, odnawia serca i umysły, słowem czyni nas otwartymi na powrót do doskonałej relacji z Nim, w której jesteśmy bezpieczni od dawnych zagrożeń.
W skrócie: Wypadało bowiem temu, dla którego [jest] wszystko i przez którego jest wszystko, aby, doprowadzając wielu synów do chwały, wodza ich zbawienia uczynił doskonałym przez cierpienie. Zarówno bowiem ten, który uświęca, jak i uświęceni, z jednego są wszyscy. Z tego powodu nie wstydzi się nazywać ich braćmi; Mówiąc: Oznajmię twoje imię moim braciom, pośród zgromadzenia będę ci śpiewał.I znowu: Będę pokładał w nim ufność. I znowu: Oto ja i dzieci, które dał mi Bóg. Ponieważ zaś dzieci są uczestnikami ciała i krwi, i on także stał się ich uczestnikiem, aby przez śmierć zniszczyć tego, który miał władzę nad śmiercią, to jest diabła; I aby wyzwolić tych, którzy z powodu lęku przed śmiercią przez całe życie podlegali niewoli. Bo zaprawdę nie przyjął [natury] aniołów, ale potomstwo Abrahama. Dlatego musiał we wszystkim upodobnić się do braci, aby stał się miłosiernym i wiernym najwyższym kapłanem wobec Boga dla przebłagania za grzechy ludu. A że sam cierpiał, będąc kuszony, może dopomóc tym, którzy są w pokusach. (Hbr 2:10-18)
Oczywiście to nie wszystko, trzeba byłoby tu powiedzieć o wielu rzeczach, ale na razie tyle udało mi się wyciągnąć z mętliku, jaki mam w głowie.
Mogę jeszcze rzucić linkiem, który wg. mnie świetnie wyjaśnia obraz zbawienia w Piśmie Świętym:
http://nasyjon.pl/2015/03/09/bp-kallist ... hrystusie/