KamilNieustannie piszesz o zbawiającym dziele człowieka:
Zbawienie jest w ręku tej osoby w tym sensie, że od niej zależy czy sobie je przyswoi, czy otworzy się na Boże działanie w swoim życiu. Nie w tym sensie, że sama ze sobą może uczynić to, co czyni Bóg.
Otworzyć się na Boże działanie - ciągle uczynki
A potem potwierdzać uczynkami swoje zbawienie... (patrz niżej)
Po pierwsze, nie mam wątpliwości, że taka osoba ma współudział we własnym zbawieniu - zbawieniu rozumianym jako proces trwający całe życie, proces wiary i współpracy z łaską Bożą, by nie przyjmować jej na darmo.
Czyli:
Najpierw trzeba się otworzyć na boże działanie, a potem trzeba potwierdzać uczynkami stan swojego zbawienia
Albo masz udział we własnym zbawieniu, albo nie masz - decyduj.
Oczywiście, że mam. To jest w samym rozumieniu zbawienia. Inaczej to by było wewnętrznie sprzeczne, coś w stylu: ktoś proponuje mi, że zabierze mnie na wycieczkę, po czym jedzie na nią sam, żebym nie miał w niej udziału. Absurd i sprzeczność.
Tylko z Twojego a nie Biblijnego punktu widzenia - Biblijny Bóg nie proponuje zbawienia - ON ZBAWIA
Opowiedz o tym, jak pozwoliłeś Bogu na to, aby Cię zbawił i sobie samemu też podziękuj za to, że zgodziłeś się na swe własne zbawienie.
Czemu miałbym sobie dziękować? Przecież nie zasłużyłem na zbawienie.
A kto podjął decyzję o swym zbawieniu? Przecież Bóg za Ciebie nie wybrał - On ci tylko zaproponował. Jemu możesz dziękować za propozycję, sobie za decyzję - bez decyzji nie byłbyś teraz w procesie zbawienia, które możesz utracić - dlaczego zatem nie jesteś przerażony?
Bóg ci tylko zaproponował zbawienie, Ty się na nie zdecydowałeś kiedyś, a teraz codziennie decydujesz się żyć w stanie... prowadzącym do zbawienia. Zatem - propozycja zostanie propozycją, ale decyzja czy z niej korzystasz dziś - zależy wyłącznie od Ciebie, za tydzień też będzie zależało to od ciebie...
Polegasz - na kim? Nie na Bogu - bo On szanuje twoją wolność i nie ingeruje w to jak się uświęcasz i pracujesz uczynkami na zbawienie.
Bo czym jest "utrzymywanie się w stanie zbawienia" żeby się od niego nie oderwać jeśli nie uczynkami?
Kiedy przestaniesz "utrzymywać się w procesie zbawienia" przy pomocy uczynków - stracisz zbawienie.
To ty czynisz te uczynki, nie Bóg.
Na kim polegasz?
Przecież nie na Bogu, a na tych uczynkach, które mają zapewnić ci obecność w procesie zbawienia
To one cię uświęcają, sprawiają, że jesteś "doskonalszy" - bardziej przebóstwiony.
Polegasz na tych uczynkach i na swojej doskonałości w nich...
Dlaczego czyniąc podstawą swego zbawienia siebie samego (bo rola Boga zakończyła się w propozycji ofiarowania Ci zbawienia) i swoją uczynkowość nie czujesz się przerażony?
Odpowiedź jest jedna - po prostu ufasz, że za te uczynki zostaniesz zbawiony.