kruszynka pisze:...
Tak, przepraszamy za off-top
Jak to bardzo przeszkadza, to przenieśmy to do innego tematu.
Nikt mnie nie namawiał, wręcz przeciwnie.
To jest raczej moje głośne myślenie, tym bardziej że do spraw małżeńskich i rodzinnych podchodzę bardzo emocjonalnie.
Nie zamierzam odchodzić od męża i przykro by mi było, gdyby on odszedł. Czasem tylko mi się wydaje, że skoro nie umiemy ze sobą rozmawiać i dochodzić do kompromisów, to wygodniej byłoby żyć osobno.
Co do uśmiechu przy obiedzie, odkąd Bóg mi otworzył oczy, że za wcześniejsze kryzysy w małzeństwie ja też odpowiadam i pokazał, co źle robiłam to staram się każdego dnia być dobrą żoną i próbować zakochać się w mężu na nowo. Są efekty po obu stronach, choć często upadam i wraca "stare" życie.
Jednak i tak ten obiad podany z uśmiechem nie wpływa pozytywnie na jego reakcje na moje wyjścia. Wiem, że jestem wolnym człowiekiem i w sumie powinnam mieć w nosie jego zdanie na ten temat. Mam wrażenie, że to jest taka próba, kto kogo bardziej przyciśnie. Albo ja dam za wygraną i zrezygnuję albo on się z tym pogodzi.
Bardzo trafnie tu zasugerowałaś, że powinnam być zadowolona z tego, w jakim stanie mnie powołał Bóg. Rozważę te słowa na spokojnie. Nie chcę niczego robić interesownie, choć ja też mam uczucia i potrzebuję od czasu do czasu przytulenia, pochwały czy wsparcia.
Z całego serca dziękuję Mu za rodzinę i wszystko co mam, co nie zmienia faktu, że czasem problemy zbyt mocno przytłaczają. Zazwyczaj to się wyżywam na samej sobie, dołując się tym, że kolejny raz jestem do niczego, bo mój mąż nadal nie wierzy, co to ze mnie za matka , żona itd.
Nie jestem sfrustrowana. Ja po prostu czuję brak duchowej więzi. Ja jestem po stronie życia, a mąż jest duchowo martwy. To mnie bardzo smuci.
Już o takich "błahych" sprawach jak tracenie czasu przed TV czy co weekendowe spotkania ze znajomymi i rodziną przy butelce wódki nie wspomnę, bo i mnie można wypomnieć np. zbyt długie ślęczenie nad telefonem.
Po drugie mamy synka i na dzień dzisiejszy brak mi wyobraźni jak pogodzić moja wiarę z męża katolicką tradycją w jego wychowaniu.
Brak wiary w Boga to sprawa, bez której nie da rady rozwiązać reszty małżeńskich problemów.