Mam dość
: 06 lut 2019, 12:42
Dzień dobry, pisze ten post nawet nie wiadomo po co, ale może ktoś przez to przechodził
Otóż, mam 17 lat i za dwa wybieram się na studia, okno do otwarcia się na protestantyzm a nie tylko sympatyzowanie się z nim.
Zacząłem przyzwyczajać rodzinę do tego, że widzę błędy nauczania KRK oraz jego nadużycia, co oczywiście spotyka się z zaciętą walką niepodpartą Biblią czy Tradycją Apostolską lecz pustymi frazesami, typu że od "Matki Bożej bije świtało, że ona się ukazywała, że kto nas będzie spowiadał (przy wspomnieniu o powszechnym kapłaństwie), że przecież Jezus wybrał Piotra na papieża (nie pomaga przedstawienie greki )"
Dochodzi do tego że rodzina zabraniała mi czytać Biblię, wyzywając od "jehowców"(z którymi co prawda polemizuję, mam koleżankę tego wyznania)
I wiecie co zauważyłem? Że jehowitów i katolików niewiele tak naprawdę różni (ciało kierownicze=papież)
I sama ich mentalność jest podobna, jeśli wykazujemy błąd któremuś z nich oczywiście na zasadzie solą scriptura to oni uciekają w swoje bezpieczne miejsca, gdzie w przypadku katolików słucha się objawień maryjnych (w tych miejscach, internet na przykład), a w przypadku jehowitów uciekają oni do strażnicy która głaszcze ich po przysłowiowej głowie i mówi że apostołowie też byli odrzucani
Podobna mentalność ma wiele wspólnych mianowników, zarówno przez rodzinę jak i przez kontynuatorów herezji ebonickiej jestem nazywany "złym duchem, belzebubem, beliarem" ponieważ jedni i drudzy są pewni że to właśnie oni utrzymują prawdę
Oczywiście nie obchodzi się bez ataków na Pismo Święte, twierdząc że czytam to bez sensu, bo ksiądz na religii i w kościele mówi wszystko co potrzebne, że od kiedy czytam Pismo to jest gorzej ze mną, że jestem podszyty złym duchem itp
Ciekawostka, jestem 8 lat ministrantem i jakoś nigdy nie słyszałem w kościele listów Pawłowych o usprawiedliwieniu przez wiarę, ale List Jakuba o uczynkach już tak, a dokładając do tego retorykę KK, lud jest świecie przekonany że człowiek może sam zapracować na zbawienie
Jestem codziennie atakowany, nazwa się mnie bezbożnikiem, czasem mam ochotę zostawić to wszystko i dalej kłaniać się figurom ale żyć w spokoju, dochodzi do tego że zastawiam się naprawdę czy wierze mimo tego że czuję moje nowonarodzone które przeżywam
Weszło mi też do głowy takie stwierdzenie, że niektórych nie warto nawracać bo "Pan zatwardził ich serca"
Czy wy też przechodziliście przez coś takiego? Czy może ja hiperbolizuje problem
Soli Deo gloria
Otóż, mam 17 lat i za dwa wybieram się na studia, okno do otwarcia się na protestantyzm a nie tylko sympatyzowanie się z nim.
Zacząłem przyzwyczajać rodzinę do tego, że widzę błędy nauczania KRK oraz jego nadużycia, co oczywiście spotyka się z zaciętą walką niepodpartą Biblią czy Tradycją Apostolską lecz pustymi frazesami, typu że od "Matki Bożej bije świtało, że ona się ukazywała, że kto nas będzie spowiadał (przy wspomnieniu o powszechnym kapłaństwie), że przecież Jezus wybrał Piotra na papieża (nie pomaga przedstawienie greki )"
Dochodzi do tego że rodzina zabraniała mi czytać Biblię, wyzywając od "jehowców"(z którymi co prawda polemizuję, mam koleżankę tego wyznania)
I wiecie co zauważyłem? Że jehowitów i katolików niewiele tak naprawdę różni (ciało kierownicze=papież)
I sama ich mentalność jest podobna, jeśli wykazujemy błąd któremuś z nich oczywiście na zasadzie solą scriptura to oni uciekają w swoje bezpieczne miejsca, gdzie w przypadku katolików słucha się objawień maryjnych (w tych miejscach, internet na przykład), a w przypadku jehowitów uciekają oni do strażnicy która głaszcze ich po przysłowiowej głowie i mówi że apostołowie też byli odrzucani
Podobna mentalność ma wiele wspólnych mianowników, zarówno przez rodzinę jak i przez kontynuatorów herezji ebonickiej jestem nazywany "złym duchem, belzebubem, beliarem" ponieważ jedni i drudzy są pewni że to właśnie oni utrzymują prawdę
Oczywiście nie obchodzi się bez ataków na Pismo Święte, twierdząc że czytam to bez sensu, bo ksiądz na religii i w kościele mówi wszystko co potrzebne, że od kiedy czytam Pismo to jest gorzej ze mną, że jestem podszyty złym duchem itp
Ciekawostka, jestem 8 lat ministrantem i jakoś nigdy nie słyszałem w kościele listów Pawłowych o usprawiedliwieniu przez wiarę, ale List Jakuba o uczynkach już tak, a dokładając do tego retorykę KK, lud jest świecie przekonany że człowiek może sam zapracować na zbawienie
Jestem codziennie atakowany, nazwa się mnie bezbożnikiem, czasem mam ochotę zostawić to wszystko i dalej kłaniać się figurom ale żyć w spokoju, dochodzi do tego że zastawiam się naprawdę czy wierze mimo tego że czuję moje nowonarodzone które przeżywam
Weszło mi też do głowy takie stwierdzenie, że niektórych nie warto nawracać bo "Pan zatwardził ich serca"
Czy wy też przechodziliście przez coś takiego? Czy może ja hiperbolizuje problem
Soli Deo gloria