Taki login2 ma dość "chrześcijaństwa" które obraca się jedynie wkoło własnego ja. A co się stało z "Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane." ?
Może właśnie dlatego życie wielu z was leży w gruzach, bo chcecie mieć wszystko inne a nie to co ważne dla Królestwa Bożego? Jakoś nie widuję próśb :
"Módlcie się za mnie, abym miał odwagę zwiastować ewangelie mojej rodzinie"
"Módlcie się o przebudzenie duchowe mojego zboru"
"módlcie się o to abym mógł się bardziej zaangażować w działalność misyjną"
Ale zamiast tego
"Boże daj pracę"
"Boże daj fajne wakacje"
"Boże ulecz mnie z choroby"
"Boże daj ....."
A potem się czyta, że co drugi ma myśli samobójcze, depresje, życie małżeński leży w gruzach i jakie tam jeszcze tylko można wymyślić zło. To taki jest plan Boży dla swoich dzieci? I gdzie to wielkie działanie Boże o którym piszecie często w swoich świadectwach? Wasze życie jest świadectwem, a problemy o jakich na forach piszecie jedynie świadczą o fatalnej kondycji duchowej...
A może ,to nie brak pracy jest problemem ale coś co leży zupełnie głębiej? Brak jakiegokolwiek zaangażowania w sprawy Boże, lenistwo i letniość duchowa, grzech? Jak widzę, że ktoś pisze "Prosze o modlitwę o dostanie zatrudnienia i to szybko" bez najmniejszego komentarza, to mnie się ciśnienie podnosi od razu. To jest brak szacunku do osoby którą prosi się o modlitwę. Nawet nie wiemy dlaczego prosisz o ta pracę.
U mnie w zborze też są osoby które proszą o pracę ale nie modlę się o wszystkich. Jest brat który kocha Boga, ma zapał, modli się o odwagę do głoszenia ewangelii i okazję ku temu. Postanowił sobie, że będzie głosił każdemu swojemu współpracownikowi i zrobił to z biegiem czasu. W dniu kiedy głosił ewangelię ostatniemu ze swoich współpracowników powiedział Panu, że jest w sumie już gotowy aby odejść z tej pracy i tego samego dnia został zwolniony przez szefa, bo ten nie chciał dać umowy (którą zresztą obiecał). W zborze poprosił o modlitwę o pracę i opowiedział całą historię. Za takiego człowieka mogłem się modlić naprawdę z przyjemnością. Jeszcze chyba tego samego tygodnia, Bóg dał mu nową pracę. Jego żona później chciała zmienić pracę aby móc bardziej zająć się dziećmi i dosłownie w momencie kiedy skończyła się modlić zadzwoniła pewna pani z ofertą pracy na której jej zależało...
Mamy też takich w zborze u których nie uświadczysz ani trochę zapału ku sprawom Bożym, a na nabożeństwa to za karę chyba chodzą. I co? Modlą się o niego, modlą i nic... I nic nie będzie, bo ten człowiek ma o wiele ważniejszy problem niż praca. Jest praktycznie martwy duchowo.
Ja tutaj nie chcę uchodzić za ostatniego sprawiedliwego, ani nic z tych rzeczy. Do ideału mi daleko. Boli mnie po prostu jak widzę jak ludzie którzy deklarują się jako nowonarodzeni Chrześcijanie, interesują się wyłącznie tym co zaspokaja ich potrzeby. Jezus nie przyszedł na ziemię aby ustanowić grupę ludzi którzy spotykają się raz w tygodniu w niedzielę, aby sobie pośpiewać i odbyć jakieś tam religijne praktyki. Mamy wielkie powołanie i misje do spełnienia. Zajmijcie się jeden z drugim tym co służy królestwu Bożemu, a większość waszych problemów Bóg zapewne załatwi jak ręką odjął.
Fanatyzm religijny jest gorszy od faszyzmu
Wiesz słyszałem ciekawą definicję fanatyka którą zaproponował pewien znany mąż Boży.
Fanatyk - ktoś kto kocha Jezusa bardziej niż ty.