Egoistyczne, hedonistyczne podejście do świata i siebie samego będące elementem np. światopoglądu promowanego przez ruch LGBTXYZ jest oczywiście niewłaściwe, ale przecież nie o tym jest mowa. Chodzi o kwestię obecności problemu homoseksualizmu u chrześcijan, a to już zupełnie inny temat - bardzo ciekawy, bo mało kto go porusza.
Wydaje mi się jednak, że kwestia tego, czy homoseksualizm jest wrodzony czy nie, nie jest tutaj najbardziej istotna. Jest wiele różnych opinii i prób wyjaśnień, ale trzeba przyznać, że tak naprawdę nie wiadomo skąd homoseksualizm się bierze i czy w ogóle ma on jedno wspólne źródło. Jego ocena z chrześcijańskiego punktu widzenia nie zmieni się bez względu na odpowiedź na to pytanie i zdecydowanie ważniejszą kwestią jest to co z nim począć skoro już jest obecny. W chrześcijaństwie jest z tym jednak problem.
Jak piszesz:
Pomimo szukania ratunku u Boga i to od kilku lat, chęci uwolnienia, modlitw o uwolnienie za niego, problem nie zniknął. Wiem, że niektóre osoby z takimi problemami są na skraju załamania nerwowego, a nawet samobójstwa
To, co piszesz jest dobrą ilustracją tego, że chrześcijanie niestety często zamiast pomóc, tylko pogarszają sytuację doprowadzając dotkniętych tym problemem do różnego rodzaju desperackich stanów. Można wymienić kilka problemów, np.
1. Głosi się bardzo wiele na temat tego, jak homoseksualizm jest zły i udowadnia jego grzeszność w kontrze do obecnych nastrojów na świecie, podczas gdy praktycznie nie głosi się nic na temat radzenia sobie z tym problemem u normalnych ludzi. Tego typu kazań z pewnością słuchają również chrześcijanie nim dotknięci i słysząc grzmiące z kazalnicy potępianie homoseksualizmu np. na podstawie Rz 1, zaczynają uważać że jest to problem który nie dotyczy prawdziwych chrześcijan, a jedynie niewierzących, pogan, odstępców, obłudników itd. Zaczynają więc wątpić w autentyczność swojej wiary.
2. Chrześcijan (nie tylko z tym problemem) bombarduje się cudownymi "świadectwami uwolnienia" wg. schematu "miałem problem -> nawróciłem się -> problem wyparował". Z naszych własnych doświadczeń wiemy jak bardzo rzadkie są takie przypadki i jak bardzo w rzeczywistości trzeba się napracować, by uporządkować nawet najprostsze kwestie w naszym życiu. Zbyt duży nacisk kładziony na te świadectwa, sprawia że wydają się one czymś normalnym, co powinno wydarzyć się też w moim przypadku, a jakoś się wydarzyć nie chce mimo usilnych starań. Znów pojawia się zwątpienie w autentyczność wiary, ale też w dobroć Boga względem mnie.
3. Głosi się niebiblijną i oderwaną od rzeczywistości naukę o nawróceniu. Być może jest prawdą, że początkowa decyzja pójścia za Chrystusem rozpoczynająca świadome życie chrześcijanina powinna być jedna, wierna i skutkować na całym dalszym życiu. Nieprawdą jest jednak, że ta decyzja to jakiś magiczny obrzęd, po którym cudownie znikną nasze problemy, z pewnością przestaniemy grzeszyć a nawet przestaniemy być kuszeni do złego. Myślę, że niczego nie powinniśmy być tak pewni, jak tego że będziemy zaciekle kuszeni do ostatniego naszego tchu. Chrześcijanin może wiele razy pobłądzić, dlatego też zmieniać myślenie i postępowanie na właściwe - czyli nawracać się - może wiele razy. Być może nawet powinien nawracać się co dzień na nowo, jeśli jest gorliwy.
4. Bardzo mało głosi się na temat walki z namiętnościami, nie tylko seksualnymi, a jak już, to często ma to dość płytki charakter. Dojrzały chrześcijanin powinien być wyćwiczony i wiedzieć jak należy radzić sobie z grzechem, jak skutecznie pilnować swojej duszy, uważać na swoje myśli itd. Często niemożność poradzenia sobie z grzechem nie jest powodem ani braku chęci, ani braku wiary, ale tym że nie wiadomo co zrobić, albo robi się coś, co po prostu nie pomoże.
5. Podejmowane próby poradzenia sobie z tym problemem, nawet jeśli szczere, często bywają nieudolne i niewłaściwe, jak np. dziwne próby wypędzania demonów i powtarzane w kółko modlitwy o uwolnienie, które nie przynoszą efektu.
6. W protestantyzmie często zapomina się, że małżeństwo nie jest jedyną drogą realizowania się w życiu.
Tych problemów jest więcej i jest to powód tego, że takim osobom będzie bardzo trudno dojść do ładu z tą sferą swojego życia.
A jeśli chodzi o coś budującego, to pisałem jakiś czas temu na forum na ten temat:
A gdy wyruszał w drogę, przybiegł pewien człowiek, upadł przed nim na kolana i zapytał: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby odziedziczyć życie wieczne? Lecz Jezus mu odpowiedział: Dlaczego nazywasz mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko jeden – Bóg. Znasz przykazania: Nie będziesz cudzołożył, nie będziesz zabijał, nie będziesz kradł, nie będziesz mówił fałszywego świadectwa, nie będziesz oszukiwał, czcij swego ojca i matkę. A on mu odpowiedział: Nauczycielu, tego wszystkiego przestrzegałem od mojej młodości. Wtedy Jezus, spojrzawszy na niego, umiłował go i powiedział: Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź, weź krzyż i chodź za mną. Lecz on zmartwił się z powodu tych słów i odszedł smutny, miał bowiem wiele dóbr. A Jezus, spojrzawszy wokoło, powiedział do swoich uczniów: Jakże trudno tym, którzy mają bogactwa, wejść do królestwa Bożego! I zdumieli się uczniowie jego słowami. Lecz Jezus znowu powiedział: Dzieci, jakże trudno jest tym, którzy ufają bogactwom, wejść do królestwa Bożego! Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego. A oni tym bardziej się zdumiewali i mówili między sobą: Któż więc może być zbawiony? A Jezus, spojrzawszy na nich, powiedział: U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga. U Boga bowiem wszystko jest możliwe. Wtedy Piotr zaczął mówić do niego: Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za tobą. A Jezus odpowiedział: Zaprawdę powiadam wam: Nie ma nikogo, kto by opuścił dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, żonę, dzieci lub pole ze względu na mnie i na ewangelię; A kto by nie otrzymał stokrotnie więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a w przyszłym świecie życia wiecznego.(Mk 10:17-30)
Znam człowieka w Panu, który dotknięty jest problemem homoseksualizmu ale właśnie te słowa przynoszą mu nadzieję. I tak jak Chrystus nas naucza, zostawił to, co mógłby mieć - posiadanie bliskiej osoby z którą mógłby dzielić życie, możliwość założenia rodziny, pożądliwości ciała i inne, a przyjął życie w samotności i czystości ze względu na Chrystusa. I zgodnie z Jego obietnicą oczekuje że "otrzyma stokrotnie więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a w przyszłym świecie życie wieczne". Tylko czy chrześcijanie potrafią stanąć na wysokości zadania, by mieć zaszczyt uczestniczyć w wypełnieniu obietnicy Bożej?
I jeśli czyta to ktoś kto ma niechciane odczucia homoseksualne, a jednocześnie kocha naszego Pana i chce być mu posłuszny, to chcę mu powiedzieć, że Jezus ma mu wiele do zaoferowania. Niekoniecznie cudowną przemianę. Z pożądliwościami takimi czy innymi tak łatwo się nie rozstaniemy i receptą nie jest to, że w jakimś cudownym przeżyciu one naraz znikną. Prawdziwa nauka mówi jak mamy z nimi walczyć i żyć pobożnie, jak trwać w Chrystusie, który jako lekarz naszych dusz utrzymuje nas w zdrowiu.
viewtopic.php?f=16&t=15627&p=511266#p511266
Tych, którzy wyrzekają się swoich pragnień ze względu na Chrystusa, zgodnie z Jego słowami czeka piękna zapłata i rekompensata. Droga samotnego życia w czystości jako ofiara znajduje upodobanie w oczach Boga, ale jest to też pełnoprawna droga szczęśliwego życia chwalona przez Apostoła Pawła z wielu względów - przede wszystkim pozwala bardziej poświęcić się Bogu który jest największym szczęściem. Chrystus w tym przypadku nie postępuje jak ktoś, kto odbiera i nie daje nic w zamian, ale odbiera szkodliwe, a daje czyste i piękne. Każdy człowiek potrzebuje miłości drugiego i nie trzeba tu z niej rezygnować - polem realizacji zawsze pozostaje prawdziwa przyjaźń, która również jest formą miłości. Tę drogę trzeba ukazywać, a nie jedynie rozpaczliwie dążyć do zmiany czyjejś orientacji seksualnej.
To jest konieczne do tego, by w ogóle zacząć rozwiązywać tę sytuację - dojść do ładu we własnym wnętrzu. Jeśli w człowieku utrzymuje się ciągły niepokój, ciągła szarpanina ze swoim położeniem, ciągłe pragnienie, by pozbyć się czegoś co się ma i ciągłe pragnienie by mieć coś, czego się nie ma, to człowiek znajduje się na prostej drodze do duchowej depresji. Wyjściem z tego może być pogodzenie się z własnym położeniem, zauważenie że nie jest to położenie beznadziejne i skreślające mnie jako człowieka czy jako chrześcijanina, a następnie pójście za Bogiem drogą, na jakiej mnie postawił ku uświęceniu.
Starałem się napisać dość krótko, może nie wszystko jest jasne. Możesz tej osobie polecić dwie osoby, które kompetentnie zajmują się tym problemem:
Wesley Hill - to anglikański (konserwatywny) teolog, który jednocześnie posiada niechciane odczucia homoseksualne. Zajmuje się tym tematem pisząc książki i prowadząc wykłady. Podchodzi do kwestii w sposób bardzo życiowy i praktyczny, np. szczególną uwagę poświęca roli "duchowej przyjaźni". Np:
https://www.youtube.com/watch?v=aLNt4RS7G10Mark Yarhouse - to chrześcijański psycholog zajmujący się kwestią od bardziej naukowej strony. Np:
https://www.youtube.com/watch?v=pQUIcTR-LJA