Co jest ze mną nie tak?
: 09 maja 2018, 20:08
Witam, jestem nawrócony od około 1.5 roku i nie umiem żyć po chrześcijańsku. Cały czas mam w głowie jakieś zwątpienia i troski. Nie potrafię normalnie funkcjonować. Jednak pomimo tego naprawdę chcę iść tą drogą, jednak najgorsze jest to, że tak bardzo chcę iść, a nie umiem. Nie chce mi się z nikim o tym gadać, ani nawet pisać tego posta, jednak go piszę, bo może ktoś miał podobnie ahh..
Pisałem wcześniej tutaj parę postów, kilka miesięcy temu. Zadręczałem się wtedy strasznie wersetami biblijnymi np. dotyczacymi przebaczenia grzechów. Tzn jest wiele fragmentów biblii które są strasznie dwuznaczne szczególnie w liście do Hebrajczyków. Jednak biorę to na wiarę, że nie odpadłem od Boga, bo niestety na wiedzę tego nie wezmę, bo jest to napisane zbyt ogólnie żeby móc to jednoznacznie zrozumieć. Może trochę niemiło to napisałem, ale po prostu jestem tym wszystkim zmęczony. Nigdy nie czułem się tak źle jak w ciągu tego 1.5 roku od kąd poznałem tą drogę.
Atakują mnie ciągle zwątpienia i troski, nie potrafię nie skupiać się na problemach, a na prawdę próbuję. Nawet nie potrafię opisać tego co się dzieje w mojej głowie. Zaczynam po prostu żałować, że poznałem tą drogę. Bo odejść od niej nie potrafię, bo będę czuć się już totalnie przegrany. Nie chce być taki jaki byłem, byłem bardzo złą osobą.
Wiecie jaki mam problem? Że kiedy wstaje i mówię dla Pana Boga, że wierzę, że wszystko mi wybaczył i wstaję i idę, to zaczynam tak bardzo się tym przejmować, że w mojej głowie powstaje tysiące różnych myśli. Zaczynam przejmować się, że jestem taki głupi, że zaraz zwątpie w coś, np. w to że Bóg przebaczył mi grzechy, albo że zacznę jak zawsze skupiać się na problemach tak bardzo, że aż fizycznie zaczyna mnie boleć głowa z tego wszystkiego.
I wiecie możecie powiedzieć, nie skupiaj się na problemach, albo wierz i nie wątp. Ale ja naprawdę tego pragę. Naprawdę podjęłem decyzje, żeby wierzyć, żeby iść, ale nie potrafie!!! Wiecie co to za uczucie, kiedy nie jest tak, że grzeszycie ale nie chcecie się nawrócić, ale że chcecie iść za Bogiem, ale nie potraficie? ;( Kiedy próbuje nie skupiać się na problemach, zaczynam skupiać się na tym żeby się nie skupiać na problemach. To wszystko może śmieszne wyglądać, ale ja naprawdę nie umiem sobie z tym poradzić. Od pewnego czasu ta wydzielina która spływa nad gardłem(fluki) mają gorzki smak. Mam tyle stresu w swoim ciele, że aż ta wydzielina ma inny smak od kilku miesięcy. Wcześniej miałem tak, że kiedy wstawałem rano odrazu serce biło mi ze strachu, teraz już aż tak nie mam.
I co mam zrobić? Próbuje wierzyć ale nie umiem, czym jest ta wiara? Może to co uznaje nie jest wiarą ale pozytywnym myśleniem? Nie rozumiem tego wszystkiego. Przykro mi, że tyle czasu zleciało, a ja nie mam w ogóle życia. 1.5 roku wyjęte z życiorysu. Tak bardzo chciałbym skupić się na moich znajomych, rodzinie, żeby oni byli zbawieni, ale nie potrafię funkcjonować w tym stanie.
To nie jest tak, że próbuje to wszystko samemu zrobić, naprawdę próbowałem polegać na Panu Bogu jak tylko umiem, ale niestety jestem zbyt słaby żeby polegać na Bogu. Smutny paradoks - zbyt słaby by być mocnym w Bogu ;(
Pisałem wcześniej tutaj parę postów, kilka miesięcy temu. Zadręczałem się wtedy strasznie wersetami biblijnymi np. dotyczacymi przebaczenia grzechów. Tzn jest wiele fragmentów biblii które są strasznie dwuznaczne szczególnie w liście do Hebrajczyków. Jednak biorę to na wiarę, że nie odpadłem od Boga, bo niestety na wiedzę tego nie wezmę, bo jest to napisane zbyt ogólnie żeby móc to jednoznacznie zrozumieć. Może trochę niemiło to napisałem, ale po prostu jestem tym wszystkim zmęczony. Nigdy nie czułem się tak źle jak w ciągu tego 1.5 roku od kąd poznałem tą drogę.
Atakują mnie ciągle zwątpienia i troski, nie potrafię nie skupiać się na problemach, a na prawdę próbuję. Nawet nie potrafię opisać tego co się dzieje w mojej głowie. Zaczynam po prostu żałować, że poznałem tą drogę. Bo odejść od niej nie potrafię, bo będę czuć się już totalnie przegrany. Nie chce być taki jaki byłem, byłem bardzo złą osobą.
Wiecie jaki mam problem? Że kiedy wstaje i mówię dla Pana Boga, że wierzę, że wszystko mi wybaczył i wstaję i idę, to zaczynam tak bardzo się tym przejmować, że w mojej głowie powstaje tysiące różnych myśli. Zaczynam przejmować się, że jestem taki głupi, że zaraz zwątpie w coś, np. w to że Bóg przebaczył mi grzechy, albo że zacznę jak zawsze skupiać się na problemach tak bardzo, że aż fizycznie zaczyna mnie boleć głowa z tego wszystkiego.
I wiecie możecie powiedzieć, nie skupiaj się na problemach, albo wierz i nie wątp. Ale ja naprawdę tego pragę. Naprawdę podjęłem decyzje, żeby wierzyć, żeby iść, ale nie potrafie!!! Wiecie co to za uczucie, kiedy nie jest tak, że grzeszycie ale nie chcecie się nawrócić, ale że chcecie iść za Bogiem, ale nie potraficie? ;( Kiedy próbuje nie skupiać się na problemach, zaczynam skupiać się na tym żeby się nie skupiać na problemach. To wszystko może śmieszne wyglądać, ale ja naprawdę nie umiem sobie z tym poradzić. Od pewnego czasu ta wydzielina która spływa nad gardłem(fluki) mają gorzki smak. Mam tyle stresu w swoim ciele, że aż ta wydzielina ma inny smak od kilku miesięcy. Wcześniej miałem tak, że kiedy wstawałem rano odrazu serce biło mi ze strachu, teraz już aż tak nie mam.
I co mam zrobić? Próbuje wierzyć ale nie umiem, czym jest ta wiara? Może to co uznaje nie jest wiarą ale pozytywnym myśleniem? Nie rozumiem tego wszystkiego. Przykro mi, że tyle czasu zleciało, a ja nie mam w ogóle życia. 1.5 roku wyjęte z życiorysu. Tak bardzo chciałbym skupić się na moich znajomych, rodzinie, żeby oni byli zbawieni, ale nie potrafię funkcjonować w tym stanie.
To nie jest tak, że próbuje to wszystko samemu zrobić, naprawdę próbowałem polegać na Panu Bogu jak tylko umiem, ale niestety jestem zbyt słaby żeby polegać na Bogu. Smutny paradoks - zbyt słaby by być mocnym w Bogu ;(