kn
Jak się widzi takie dziwactwa to nasuwa się pytanie "czemu to ma służyć i jaki byłby cel takich manifestacji"?
Od jakiegoś czasu obserwuję pewne zjawisko, które nazywam "dekonstrukcją religii".
Czytam teksty, oglądam filmiki, czytam deklaracje w rodzaju: "Jezus nienawidzi religii" "Jezus nie stworzył religii", "religia to zniewolenie a Jezus to wolność" itd itp.
Jedną ze składowych religii jest kult i jego forma.
Tradycyjny (jak mi się wydaje) protestantyzm sprawuje kult - szczególnie nabożeństwo - w formie raczej oszczędnej, a w centrum jest zawsze (powinno być) Słowo Boże i to na nim uczestniczący w nabożeństwie powinien się skupiać najbardziej.
Nowa religia w centrum stawia "uwielbienie" "namaszczenie" "działania mocy" itd.
Kiedy dochodzi do konfrontacji obu form kultu, obu form zachowań, to najczęściej padają takie oskarżenia: "nie gaście ducha" "duch wieje jak chce" "trzeba przełamać ducha religijności" itd.
W miejsce religii tradycyjnej wchodzi nowa religia, która twierdzi, że jest areligijna, nie odwołuje się do żadnej tradycji (wszelkie tradycje uważa za niepotrzebne) i twierdzi, że jako jedyna odwołuje się bezpośrednio do tradycji apostolskiej i biblijnej (jednym z symptomów jest dla mnie min. nazywanie się, przez wyznawców tej nowej religii "chrześcijanami" "chrześcijanami biblijnymi" a nie protestantami, metodystami, baptystami, czyli kimś, kto jest umiejscowiony w jakiejś tradycji).
Daje to tak "wierzącym" przekonanie wyjątkowości, bo mylą te swoje ekscesy emocjonalne z życiem chrześcijańskim, ale nikt i nic ich nie przekona...
Nie weryfikują swoich doświadczeń i nauk w kontekście historii i refleksji teologicznej.
Te doświadczenia sprawiają, że czują się na tyle wyjątkowo, że resztę chrześcijaństwa widzą wręcz jako martwą duchowo, a że nadal nie wszyscy protestanci akceptują takie zachowania, stosują taktykę obrony przez atak - atakują religię.
Sprowadzają chrześcijaństwo do coniedzielnego obrzędu dając w zamian śpiew odurzenie i bezmyślność - za to w cudnej atmosferze.
Wiem bo sam przez trzy lata chodziłem jak zaczadzony na zielonoświątkowe nabożeństwa, z których jedyne co pamiętam to atmosferę.... której się pragnęło i za którą tęskniło się przez następny tydzień, to uzależnia i daje poczucie wyjątkowości...
Więc czemu to służy i komu???
Oczadzenie, bezmyślność, emocjonalizm, bezrefleksyjność....
To jest "nietrzeźwość" ducha, więc jak myślisz?