Dlaczego?
Prozaicznie mówiąc, w sposób przyziemny i chłodny, jestem kim jestem, bowiem tak mnie wychowano.
Jednak wiara nie jest rzeczą ani przyziemną, ani zimną. Wiara nie jest niczym, co da się udowodnić, udokumentować. Jest ona wyryta głęboko w sercu. Każdy człowiek ma w sobie potrzebę poszukiwania Boga. Nawet ateiści gromadzą się i czczą ich miłość własną jako najwyższe bóstwo.
Jako niemowlę zostałam ochrzczona. Dziękuję Bogu każdego dnia, że przyjął mnie do siebie.
Pan nie oszczędzał mnie w życiu, podejmowałam wiele złych decyzji, łamałam przykazania, krzywdziłam najbliższych. Sama się poddałam, nie wierzyłam sobie. Jezus jednak nie odrzucił mnie nigdy. To On mnie szukał.
Uważam, że całą Ewangelię da się skrócić do "Kluczem do wszystkiego jest MIŁOŚĆ" Jak bym mogła odrzucić precz od siebie niewyobrażalne miłosierdzie, które każdy z nas dostaje za darmo?
W którymś momencie ponownie przeczytałam Pismo Święte. Zawsze identyfikowałam się z wiarą, ale nagle dostrzegłam właśnie tą miłość, którą niesie każdy werset. Bóg cały czas mówi: kocham cię, ciebie właśnie. To było jak uderzenie w potylicę.
Zastanawaim się tylko dlaczego nas nie naucza się miłosierdziu? W kościele tylko kasa, pedały, pedofile, kasa , polityka.... Ludzie niby wierzący pozabijali by się za kawałek guzika.
(
Dlatego rozglądam się .
Kluczem do wszystkiego jest miłość.