Małgorzata pisze:Słucham Washera ilekroć Puritan da namiar.
Dwa wnioski mi się nasuwają. Sprawia wrażenie cierpiętnika. Gdybym tylko jego słuchała, kto wie, może bym była "zdołowana". A to wiąże się z drugą uwagą. Bardzo gra na emocjach. Zarzucano zielonoświątkowcom, że w ich zborach emocje biorą górę. A tu Washer też, tylko po drugiej stronie "barykady". Straszy, ciągle straszy. Dla mnie jego ostrzeżenia nie są istotne, bo jestem zbawiona, ale wątpię, aby pozytywnie oddziaływał na niewierzących. Chętnie posłuchałabym jakiegoś budującego, radosnego kazania w jego wydaniu.
Czekam na reakcję, jakobym obraziła "świętość"
No właśnie. Dlaczego w tych kazaniach nie ma radości? Rozumiem że by ktoś zmienił swoje postępowanie i zapatrywanie na wiarę, trzeba niekiedy ostro powiedzieć, ale tu to wygląda na ewangelizację z batem. Bardzo podobnie jak w KRk, czyli "zobaczysz synku..., jak będziesz niegrzeczny to Pan Bóg to widzi i cie ukarze". Boga nie da się oszukać, ale głosić wydaje mi się trzeba radość i tym budować wiarę innych. To jest ewangelizacja pod strachem.