Dyscyplina Kościelna w KK

Bieżące aspekty życia w kościołach nieprotestanckich
kontousunięte1
Posty: 8825
Rejestracja: 07 kwie 2011, 16:43
wyznanie: Brak_denominacji
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: kontousunięte1 » 26 kwie 2015, 12:49

inquisitio pisze:Jest ,,martwym" czlonkiem Kosciola ( i Pana )

Tego nie wiesz, bo nie jesteś PANEM.
inquisitio pisze:nie zdolnym prxynosic owocow,tym ktory roztwonil ,,majatek" ,nie pomnozył ,,talentow".

Jest całe mnóstwo ludzi nigdy nie wierzących, nazwijmy ich umownie - poganami, ze świata - któzy są bardzo dobrymi ludźmi. W tym sensie,że ich życie może sugerować,że są osobami jak najbardziej wydającymi owoce Ducha św. Tymczasem mogą to być osoby nie chcące mieć z Bogiem,nie mówiąc już o jakimkolwiek kościele, nic wspólnego. Dotyczy to też osób ochrzczonych w niemowlęctwie,a nawet po I Komunii. Samo życie i doświadczenie mi to pokazało nie jeden raz.


kontousunięte1
Posty: 8825
Rejestracja: 07 kwie 2011, 16:43
wyznanie: Brak_denominacji
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: kontousunięte1 » 26 kwie 2015, 12:53

Rembov pisze:Tyle, że ona patrzy przez pryzmat tego, jak według niego powinno to wyglądać.

Naprawdę nie zauważyłeś,że zostały przytoczone stosowne fragmenty Słowa Bożego i to do nich się fauxpas, odnosi,zadając pytania, a nie do swojego widzimisię :?:


Awatar użytkownika
Kamil M.
Posty: 5330
Rejestracja: 11 sty 2008, 11:16
wyznanie: Kościół Katolicki
Lokalizacja: Kraków
Gender: Male
Kontaktowanie:

Postautor: Kamil M. » 26 kwie 2015, 15:53

fauxpas pisze:Tak, pisałem Rembovowi, że rozumiem odsuwanie takich ludzi od Komunii i to jest super. Martwi mnie jednak to, że takim osobom daje się martwy status "członka" Kościoła. Nie rozumiem, po co taki zabieg - przez to mamy takie kuriozalne statystyki wyznaniowe w kraju i jedyne wyjaśnienie, jakie ciśnie się na usta to to, które podał dr.sky. Ja rozumiem, że w perspektywie Boga i wieczności zapis w księgach nie ma znaczenia - ale ja nie o taką perspektywę pytam.

A, rozumiem. W takim razie mowa nie o Kościele katolickim jako takim, tylko o Kościele katolickim w Polsce. Myślę, że dobrze byłoby rozróżnić tutaj pomiędzy generalną praktyką KK a szeregiem zjawisk społecznych, kulturowych i politycznych, które się akurat w Polsce z tą praktyką splatają. W wymiarze teologii i duszpasterstwa myślę, że niewykreślanie wszystkich z rejestrów, nie jest takie niezrozumiałe i w innym kontekście byłoby pewnie ogółowi społeczeństwa z grubsza obojętne. Natomiast w Polsce łączy się ze skomplikowaną plątaniną przemian kulturowych i wojny kulturowej, wizerunku Kościoła, przywilejów politycznych i finansowych, oderwania episkopatu (a przynajmniej jego części) od rzeczywistości itp. itd. Myślę, że w dyskusjach dobrze jest te sfery rozgraniczać. Ostatecznie Polska to nie cały świat, a ostatnie 25 lat to nie cała historia.
fauxpas pisze:Całkowicie - nie. Ale ilu ja to katolików słyszałem, którzy uprawiali swoją własną teologię, wymyślali własne rozumienie wielu rzeczy lub usprawiedliwiali swoje grzechy. "Skontrolowanie" takich ludzi mogłoby po prostu oznaczać... poznanie swoich własnych wiernych.

Hm, poznanie swoich wiernych poznaniem swoich wiernych (nota bene w Polsce to by się przydało, tzn. poznawanie wiernych przez duchownych chyba postępuje, ale ciągle dość wolno) to i tak nie sugeruje jakie działanie jest właściwe. Myślę, że jeśli kogoś należy z Kościoła wyrzucać za teologię, to ludzi, którzy ciągną za sobą innych - i to ma miejsce wielokrotnie. Natomiast jeśli chodzi o to, co sobie jakiś zwykły katolik myśli - na to odpowiedzią jest ogólna katechizacja, wzywanie do nawrócenia, powtarzanie nauki Kościoła i ewangelizacja.
fauxpas pisze:Jak to jest, że w kościele baptystycznym jestem zachęcany do uczestniczenia w wielu inicjatywach i spotkaniach na grupach domowych, w których wyznajemy sobie nawzajem grzechy i - jeśli trzeba - napominamy? Jasne, że można nadal taić swoje grzechy i myśleć po swojemu, ale Kościół przynajmniej robi aktywnie, co może, aby dbać o czystość nauki.

To bardzo miło ze strony twojego Kościoła ;-) Chciałbym jednak, abyś spojrzał na to wszystko z drugiej strony, tzn. że być może rozwiązania twojego Kościoła nie są adekwatne zawsze i wszędzie oraz że inny Kościół chociaż podchodzi do problemów inaczej, to nie wykonuje z automatu złej roboty. Mogę powiedzieć, że zdecydowanie poznałem obie - dość skrajnie różne - formy życia kościelnego, o których tu rozmawiamy i choć znam plusy "grup domowych" itp., to znam też minusy i znajomość tej strony medalu sprawia, że ostatnie czego życzyłbym jakiemukolwiek Kościołowi to powszechnej aplikacji takich form życia kościelnego. To działa pięknie, jeśli ludzie są święci, natomiast w rzeczywistym świecie taka sytuacja społeczna staje się łatwo siedliskiem wspomnianego wcześniej sekciarstwa, osądzania, plotkarstwa, psychologicznych manipulacji, okropnych tarć... Nie spotkałeś się z tym? Jesteś zatem szczęśliwy. Ja się spotkałem i znam wiele osób, które również się z tym spotkały. To nie oznacza, że tak to musi wyglądać. Ale to, że Kościół katolicki nie poluje na nieprawomyślnych i zatwardziałych grzeszników nie oznacza również, że ze swej natury jego podejście musi rodzić wykrzywienia (bo tak nie było jeszcze kilkadziesiąt lat temu, gdy katolicyzm był bardziej jednolity). Czy trzeba szukać form doprowadzenia członków Kościoła to właściwego stanu? Jasne, tylko nie ma złotych recept.
fauxpas pisze:Z drugiej strony - znajoma katoliczka mieszka z chłopakiem już od dłuższego czasu. Wpada do nich ksiądz "po kolędzie" i jedyne, co robi, to "wyraża nadzieję, że się pobiorą". Oto dyscyplina w pełne krasie . Bogu dzięki, że wreszcie faktycznie się hajtają . Ale cóż, może to jednostkowy przypadek?

Ot, sztuka duszpasterstwa, a każda sztuka jest trudna. Można powiedzieć - czemu ich nie potępił, skoro żyją w grzechu? Ale z drugiej strony - koniec końców się pobierają. Myślę, że to jeszcze inny temat, temat pracy w terenie :P
fauxpas pisze:Otóż nie, skoro co jakiś czas na forum ktoś zakłada wątek lub wspomina o czymś, co zrobił jakiś katolik. Post taki niesie za sobą sens: Kościół Katolicki zezwala na robienie tego-a-tego. Wtedy Rembov lub inny katolik prostuje: o nie, nie, to nie Kościół zezwala, to ci konkretni katolicy robią źle wbrew jego nauczaniu. I nie sposób się nie zgodzić z taką obroną - ja też nie chcę ponosić odpowiedzialności za to, co robią inni baptyści. Gorzej, jeśli Kościół pozwala takim osobom trwać w swoim błędzie i nadal nazywa go swoim członkiem.

No właśnie ja nie rozumiem w jakim sensie pozwala trwać w swoim błędzie? Przecież potępia ten błąd. Dla ciebie to chyba po prostu za mało. Z perspektywy klasycznego chrześcijaństwa to wystarczy.
fauxpas pisze:Jak rozumiesz poniższe?

1Kor 5: (1) Słyszy się powszechnie o rozpuście między wami, i to o takiej rozpuście, jaka się nie zdarza nawet wśród pogan; mianowicie, że ktoś żyje z żoną swego ojca. (2) A wy unieśliście się pychą, zamiast z ubolewaniem żądać, by usunięto spośród was tego, który się dopuścił wspomnianego czynu. (3) Ja zaś nieobecny wprawdzie ciałem, ale obecny duchem, już potępiłem, tak jakby był wśród was, sprawcę owego przestępstwa. (4) Przeto wy, zebrawszy się razem w imię Pana naszego Jezusa, w łączności z duchem moim i z mocą Pana naszego Jezusa, (5) wydajcie takiego szatanowi na zatracenie ciała, lecz ku ratunkowi jego ducha w dzień Pana Jezusa.
(BT)

Rozumiem tak, że jest to zalecenie duszpasterskie Apostoła Pawła skierowane do Kościoła w Koryncie w latach 50-tych I wieku w przypadku osoby dopuszczającej się kazirodztwa. Może to być źródło mądrości i inspiracji dla Kościoła innych wieków, ale nie stanowi żadnej reguły. Dzisiejszy Kościół nie wyskoczył wczoraj prosto z I wieku, by zrozumieć jego praktykę trzeba przestudiować 20 stuleci praktyki duszpasterskiej, przyjrzeć się jej zmieniającym się formom z uwzględnieniem plusów, minusów i uwarunkowań historycznych i społecznych, a potem zastanawiać się, co dzisiaj tak naprawdę ma sens. Dla kontrastu o ile dobrze pamiętam w zborze, z którym byłem związany miało miejsce pewnego dnia publiczne "wydawanie szatanowi" pary, która próbowała stworzyć nowy związek, chociaż oboje byli po rozwodzie. Sądząc po tym, jak miało to wyglądać (nie było mnie przy tym, słyszałem tylko relacje), znowu nie życzyłbym takich praktyk żadnemu Kościołowi.
fauxpas pisze:Może źle coś ująłem, ale czy nie parafrazuję fragmentu krucjaty Rembova?

Możliwe, że jego parafrazujesz, ja po prostu uważam, że to całkowicie sztuczne rozróżnienie.


Jestem raczej nieobecny na forum; jeśli chcesz się ze mną skontaktować, wyślij do mnie e-mail poprzez mój profil.
Awatar użytkownika
fauxpas
Posty: 3132
Rejestracja: 15 kwie 2012, 16:26
wyznanie: Reformowani Baptyści
Lokalizacja: Poznań / Szczecin
Gender: Male
Kontaktowanie:

Postautor: fauxpas » 26 kwie 2015, 21:27

inquisitio pisze:
jaki jest sens w nazywaniu ich na siłę "członkami Kościoła"?

Nikt na sile nikogo nie uszczesliwia ta nazwa.
Wiesz my nie staeiamy na rowni tych ktorzy sa w komunii i tych ktorzy przez grzech sie z niej wylacxyli.
Wyciagasz zbyt wiele z tego okreslenia.

Dlatego pytałem, co to określenie znaczy. I w sumie chyba nadal nie rozumiem - takie osoby są (duchowo) martwymi członkami Kościoła. Ale jednak członkami. Zgrzyta mi to.

Czy chrzescijanin ktory grzeszy przestal nim byc ?

Po raz czwarty: nie rozmawiamy o tym :-).

Proponuje zapoznac sie z Prawem Ksnonicznym w kwestii karnosci ( jezeli dobrze psmietam to dzial 6 )
ktory odnsi sie do Mt.

W zasadzie to już Twoja odpowiedź zaspokoiła moją ciekawość: ekskomunika nie pozbawia członkostwa. Jedyne, o czym teraz mówimy to to, że jest to dla mnie niepojęte ;-).

Czy 1Kor 5 jest o ludziach, którzy błądzą?

W sensie scislym ci ludzie bladza i innych w blad wprowadzaja.Kara za grzech zgorszenia poblicznego ( a takim byl 1 kor 5 )jest exkomunika ( po wyczerpaniu zasady Mt 18: 15nn ).

Świetnie - dokładnie o to mi chodzi :-). Czy pijaństwo na imprezach co tydzień w sobotę też jest "zgorszeniem publicznym"?

Juz sam fakt grzechu wylacza takie osoby z komunii i jezeli jest to grzech ktory powoduje zgorszenie ( no i brak skruchy i poprawy) to kaplan odmawia takim osobom dostep do Stolu Panskiego ( jezeli tego nie uczyni naraza sie sam na exkomunike ) a w skrajnych przypadkach ma prawo odmowic wejscia na nabozenstwo.
Proponuje poczytac Kodeks Prawa Kanonicznego.

Dziękuję!

U mnie sa dwa duze zbory ( zieloni i baptysci ) i generalnie jakos tam specjalnej karnosci nie widac.Sa tam osoby ktory duszczaja sie grzesznych czynow i wiekszosc o tym wie ( lub sie domysla ) i jakos jakis radykalnych ruchow wobec nich nie ma.

Za pewne. Dyscyplina kościelna to temat zaniedbywany w wielu wspólnotach. Aczkolwiek - są i takie, gdzie sprawa jest traktowana poważniej.


Awatar użytkownika
fauxpas
Posty: 3132
Rejestracja: 15 kwie 2012, 16:26
wyznanie: Reformowani Baptyści
Lokalizacja: Poznań / Szczecin
Gender: Male
Kontaktowanie:

Postautor: fauxpas » 26 kwie 2015, 21:57

Kamil M. pisze:
fauxpas pisze:Tak, pisałem Rembovowi, że rozumiem odsuwanie takich ludzi od Komunii i to jest super. Martwi mnie jednak to, że takim osobom daje się martwy status "członka" Kościoła. Nie rozumiem, po co taki zabieg - przez to mamy takie kuriozalne statystyki wyznaniowe w kraju i jedyne wyjaśnienie, jakie ciśnie się na usta to to, które podał dr.sky. Ja rozumiem, że w perspektywie Boga i wieczności zapis w księgach nie ma znaczenia - ale ja nie o taką perspektywę pytam.

A, rozumiem. W takim razie mowa nie o Kościele katolickim jako takim, tylko o Kościele katolickim w Polsce. Myślę, że dobrze byłoby rozróżnić tutaj pomiędzy generalną praktyką KK a szeregiem zjawisk społecznych, kulturowych i politycznych, które się akurat w Polsce z tą praktyką splatają. W wymiarze teologii i duszpasterstwa myślę, że niewykreślanie wszystkich z rejestrów, nie jest takie niezrozumiałe i w innym kontekście byłoby pewnie ogółowi społeczeństwa z grubsza obojętne. Natomiast w Polsce łączy się ze skomplikowaną plątaniną przemian kulturowych i wojny kulturowej, wizerunku Kościoła, przywilejów politycznych i finansowych, oderwania episkopatu (a przynajmniej jego części) od rzeczywistości itp. itd. Myślę, że w dyskusjach dobrze jest te sfery rozgraniczać. Ostatecznie Polska to nie cały świat, a ostatnie 25 lat to nie cała historia.

Czy mam rozumieć, że w innych krajach ekskomunika oznacza utratę członkostwa w Kościele?

Poza tym, dzisiaj pomyślałem, że to zagadnienie mi jeszcze jeden praktyczny wymiar: muzułmanie na Bliskim Wschodzie utożsamiają Zachód ze złem, zaś nasze wspaniałe statystyki wyznaniowe zapewniają ich, że jesteśmy chrześcijanami. A więc słyszą o wyuzdaniu zachodu i utożsamiają je z chrześcijaństwem. Nie wiem, czy nie wolałbym, żeby zło łączyć z ateizmem ;-).

Hm, poznanie swoich wiernych poznaniem swoich wiernych (nota bene w Polsce to by się przydało, tzn. poznawanie wiernych przez duchownych chyba postępuje, ale ciągle dość wolno) to i tak nie sugeruje jakie działanie jest właściwe. Myślę, że jeśli kogoś należy z Kościoła wyrzucać za teologię, to ludzi, którzy ciągną za sobą innych - i to ma miejsce wielokrotnie. Natomiast jeśli chodzi o to, co sobie jakiś zwykły katolik myśli - na to odpowiedzią jest ogólna katechizacja, wzywanie do nawrócenia, powtarzanie nauki Kościoła i ewangelizacja.

A jeśli "zwykli katolicy" nie słuchają, to co czynić?

To bardzo miło ze strony twojego Kościoła ;-) Chciałbym jednak, abyś spojrzał na to wszystko z drugiej strony, tzn. że być może rozwiązania twojego Kościoła nie są adekwatne zawsze i wszędzie oraz że inny Kościół chociaż podchodzi do problemów inaczej, to nie wykonuje z automatu złej roboty.

Jasne, że nie. Nie zakładałbym tego tematu, gdybym nie znał tylu katolików robiących zły PR swojemu Kościołowi :-).

Mogę powiedzieć, że zdecydowanie poznałem obie - dość skrajnie różne - formy życia kościelnego, o których tu rozmawiamy i choć znam plusy "grup domowych" itp., to znam też minusy i znajomość tej strony medalu sprawia, że ostatnie czego życzyłbym jakiemukolwiek Kościołowi to powszechnej aplikacji takich form życia kościelnego.

Niesamowite, mam zupełnie przeciwne zdanie :-).

To działa pięknie, jeśli ludzie są święci, natomiast w rzeczywistym świecie taka sytuacja społeczna staje się łatwo siedliskiem wspomnianego wcześniej sekciarstwa, osądzania, plotkarstwa, psychologicznych manipulacji, okropnych tarć... Nie spotkałeś się z tym? Jesteś zatem szczęśliwy. Ja się spotkałem i znam wiele osób, które również się z tym spotkały. To nie oznacza, że tak to musi wyglądać.

Współczuję. Naprawdę współczuję takich doświadczeń i dziękuję Bogu za moją społeczność. I cieszę się, że i Ciebie wyrwał z takich miejsc :-).
Z ciekawości: utrzymujesz (czy raczej: utrzymywałeś w Polsce, bo może za wcześnie pytać o Edynburg) jakiś kontakt z współwyznawcami poza niedzielnym nabożeństwem?

Ale to, że Kościół katolicki nie poluje na nieprawomyślnych i zatwardziałych grzeszników nie oznacza również, że ze swej natury jego podejście musi rodzić wykrzywienia (bo tak nie było jeszcze kilkadziesiąt lat temu, gdy katolicyzm był bardziej jednolity). Czy trzeba szukać form doprowadzenia członków Kościoła to właściwego stanu? Jasne, tylko nie ma złotych recept.

Nie powiedziałbym, żeby kilkadziesiąt lat temu Polska była jakoś w lepszym stanie w tym względzie. Podobnie zresztą z każdym krajem z jednym wiodącym i "niemal-państwowym" wyznaniem.

fauxpas pisze:Z drugiej strony - znajoma katoliczka mieszka z chłopakiem już od dłuższego czasu. Wpada do nich ksiądz "po kolędzie" i jedyne, co robi, to "wyraża nadzieję, że się pobiorą". Oto dyscyplina w pełne krasie . Bogu dzięki, że wreszcie faktycznie się hajtają . Ale cóż, może to jednostkowy przypadek?

Ot, sztuka duszpasterstwa, a każda sztuka jest trudna. Można powiedzieć - czemu ich nie potępił, skoro żyją w grzechu? Ale z drugiej strony - koniec końców się pobierają. Myślę, że to jeszcze inny temat, temat pracy w terenie :P

Może i tak, ale tylko podkreślę: nie chodzi mi o potępianie dla potępiania - piszę cały czas o pełnym miłości działaniu opisanym w Mt 18. Fajnie, że się hajtają, ale nadal nie widzą, że żyli w zły sposób i jeśli to się nie zmieni, to takie zachowanie nie będzie im przeszkadzało również w wykonaniu ich przyszłych dzieci, chociażby.

fauxpas pisze:Otóż nie, skoro co jakiś czas na forum ktoś zakłada wątek lub wspomina o czymś, co zrobił jakiś katolik. Post taki niesie za sobą sens: Kościół Katolicki zezwala na robienie tego-a-tego. Wtedy Rembov lub inny katolik prostuje: o nie, nie, to nie Kościół zezwala, to ci konkretni katolicy robią źle wbrew jego nauczaniu. I nie sposób się nie zgodzić z taką obroną - ja też nie chcę ponosić odpowiedzialności za to, co robią inni baptyści. Gorzej, jeśli Kościół pozwala takim osobom trwać w swoim błędzie i nadal nazywa go swoim członkiem.

No właśnie ja nie rozumiem w jakim sensie pozwala trwać w swoim błędzie? Przecież potępia ten błąd. Dla ciebie to chyba po prostu za mało. Z perspektywy klasycznego chrześcijaństwa to wystarczy.

Moim zdaniem, to nie wystarczy i po to cytuję Mt 18 i 1Kor 5.

fauxpas pisze:Jak rozumiesz poniższe?
(...)

Rozumiem tak, że jest to zalecenie duszpasterskie Apostoła Pawła skierowane do Kościoła w Koryncie w latach 50-tych I wieku w przypadku osoby dopuszczającej się kazirodztwa. Może to być źródło mądrości i inspiracji dla Kościoła innych wieków, ale nie stanowi żadnej reguły. Dzisiejszy Kościół nie wyskoczył wczoraj prosto z I wieku, by zrozumieć jego praktykę trzeba przestudiować 20 stuleci praktyki duszpasterskiej, przyjrzeć się jej zmieniającym się formom z uwzględnieniem plusów, minusów i uwarunkowań historycznych i społecznych, a potem zastanawiać się, co dzisiaj tak naprawdę ma sens.

Jeśli wnioskiem z takiej analizy jest to, co dzisiaj widzę w polskim KK, to chyba wolę wskoczyć z powrotem do I wieku :-). Wybacz, ale nie mogę mądrością nazwać traktowanie upijających się co tydzień imprezowiczów "członkami Kościoła Chrystusa aktualnie nie wydającymi owoców Ducha/nawrócenia/chrztu/czego-tam-chcesz".

Dla kontrastu o ile dobrze pamiętam w zborze, z którym byłem związany miało miejsce pewnego dnia publiczne "wydawanie szatanowi" pary, która próbowała stworzyć nowy związek, chociaż oboje byli po rozwodzie. Sądząc po tym, jak miało to wyglądać (nie było mnie przy tym, słyszałem tylko relacje), znowu nie życzyłbym takich praktyk żadnemu Kościołowi.

Nie wiem, co tam robili, ale z drugiej strony nie możemy zagłaskać grzechów. Jeśli ktoś nie chce podjąć się walki w grzechem, jeśli zwyczajnie ma gdzieś Kościół, to po cóż ten ostatni miałby go czarować fałszywą nadzieją bycia członkiem Kościoła? W I wieku też nie mieli problemów z publicznym radzeniem sobie z trwającymi w grzechu ludźmi. I Paweł jeszcze poleca, aby tak robić, by ludzie się bali (1Tym 5:20). Wczesne chrześcijaństwo to chyba opisane przez Ciebie wyżej sekciarstwo - według tych dwóch tysięcy lat analiz Kościoła?



Wróć do „Życie kościelne”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości