Postautor: Grażyna » 26 sty 2014, 12:34
To powiem Ci jeszcze: ja Was katolików nadal uważam za braci w Chrystusie, a w zeszłym tygodniu mój mąż zadecydował, aby przyjąć katolickiego księdza. Przyszedł młody, bardzo fajny człowiek, nie potępił nas, nawet nie przyjął pieniędzy, bo popatrzył, że jesteśmy młodym małżeństwem na dorobku. Pogadaliśmy o Biblii, a ksiądz powiedział, że we wspólnotach chrześcijańskich należy szukać Pana Jezusa. Nie nawracał mnie, gadaliśmy o wydaniach Biblii. Jako żona słucham decyzji męża i nie sprzeciwiłąm się jej, bo wiem, że była dobra. Ja zostaję chrześcijanką, która będzie chodzić do zboru, ale przede wszystkim wyznaje Pana Jezusa, kocha Go, czyta Biblie i modli się, no i ma grzechy, ale chce ich popełniać jak najmniej. Gdyby mój mąż chciał zostać katolikiem - mówię hipotetycznie, nie ma dla mnie problemu. Jesteśmy chrześcijanami. Ja odnajduję się we wspólnocie protestanckiej, mąż wychodzi z choroby, ale modli się, czyta Biblię i jest dla mnie dobry. Ja nie zieję nienawiścią do katolików. Niektóre rzeczy mi się u Was nie podobają, ale uznaję w Was braci i nie obchodzi mnie to, jak oddajecie cześć Chrystusowi. Wierzycie w Niego, wiem, że część z Was to prawi ludzie. Sasiadka jest katoliczką i była zaskoczona, że przyjeliśmy księdza. Nie widziała ponoć takiej kultury i tolerancji. A przecież dla mnie to nic nadzwyczajnego. Nie uznaje wojen między chrześcijanami. Obrzydliwością napawa mnie, jak w dawnych czasach protestanci i katolicy się wyrzynali. I jedni i drudzy mają za uszami.
Z Bogiem
Choćbym nawet szedł ciemną doliną, zła się nie ulęknę, boś Ty ze mną, laska Twoja i kij Twój mnie pocieszają... Ps. 23:4
Grażyna