fauxpas pisze:Kamil M. pisze:Ok, to takie pytanie: czy na Jezusa spadł na krzyżu Boży gniew?
Krótka analiza statystyczna Nowego Testamentu:
http://biblia.info.pl/cgi-bin/biblia-sz ... 30000&st=i (BW)
wykazała, że nie
. Boży gniew będzie wylany na niewierzących, Pismo nie mówi nic o gniewie Ojca spadającym na Syna.
Ok
A jak mówi prawosławna tradycja*? Albo - lepiej - wczesnochrześcijańska?
* Czy tak na co dzień słowo "tradycja" w tym kontekście pisze się wielką literą? Pytam, bo nie wiem.
Ujmę to tak - generalnie wczesnochrześcijańska, a za nią prawosławna, tradycja starała się odmalowywać wizję wspólnej misji Ojca i Syna (albo raczej misji Syna i Ducha od Ojca) w zbawieniu człowieka. Idea, że gniew Ojca miałby spaść na Syna z wielu powodów z tym ogólnym obrazie nie miała miejsca. Po pierwsze dlatego, że jako problem człowieka postrzegano kondycję w jakiejś się znalazł, jego własny stan, a nie - jak to potem często przedstawiano - "sprawiedliwość" Boga, który wywiera gniew. Po drugie dlatego, że rozwiązaniem problemu człowieka nie jest "wyczerpanie" Bożego gniewu, tylko przemiana człowieka. Po trzecie dlatego, że nie zupełnie nie do przyjęcia byłoby rozerwanie jedności Syna i Ojca przez "gniew" - Syn zbawił ludzi wchodząc w ich kondycję jako Jednorodzony w łonie Ojca i cierpiąc ich stan (poniżenie, opuszczenie, mękę, śmierć), odkupił go. To jedność Ojca i Syna była zasadą zbawienia, nie ich rozdzielenie.
Myślę, że nie ma znaczenia jaką literą pisze się słowo "tradycja". I tak najważniejszy jest kontekst.
Kamilu, jak ludkowie pod kapliczką w maju lub w październiku, śpiewają o jedynej nadziei człowieka grzesznego: Maryi-liliji, to trudno mi sobie wyobrazić, aby jednocześnie prowadzili głębokie teologiczne wewnętrzne rozmyślania, prostujące tą herezję - po prostu śpiewają, to co mają podane do śpiewu, i w Maryi-liliji upatrują tego JEDYNEGO ratunku, bo wiedzą, że są grzesznikami
Nie muszą prowadzić głębokich rozmyślań, by rozumieć o czym jest ta poezja, a o czym nie jest. Jeśli jest się w coś wystarczająco zanurzonym, z czymś dobrze zaznajomionym praktycznie, to nie trzeba prowadzić długich refleksji, by intuicyjnie czuć różnicę pomiędzy jedną a drugą rzeczą. Mogę np. nie mieć zielonego pojęcia o działaniu silnika, ale w wyniku częstej jazdy wiedzieć doskonale, kiedy najoptymalniej jest zmienić bieg, chociaż gdyby mnie ktoś zapytał, nie potrafiłbym wyjaśnić, co się wtedy dzieje i dlaczego. Myślę, że jeśli ktoś zwyczajnie konsekwentnie żyje jako katolik, to po prostu intuicyjnie rozumie, że jedne rzeczy wyrażają afekt, serdeczność, miłość, szacunek, a inne rzeczy wyrażają fundamentalne prawdy teologiczne o źródle naszego zbawienia. Oczywiście na to przyjdzie sobie taki protestant, który myśli, że jest chrześcijaninem i to już mu daje wszystkie zdolność do zrozumienia całego złożonego świata wiary i praktyki innego wyznania, i potem opowiada, jak to katolicy wierzą w Maryję jako zbawicielkę i inne bzdury. Tymczasem katolicy wiedzą, że to Ciało i Krew Chrystusa jest złożone Bogu w ofierze za grzechy oraz że to Jego Ciało przyjmują dla swego zbawienia. Wiedzą też, że Matka Boża się o nich modli, że wspiera w drodze do Królestwa Niebieskiego, ale że modli się ona do Jezusa Chrystusa, dla którego bolesnej męki Ojciec ma miłosierdzie dla nas i całego świata. Po prostu katolicy żyją swoją wiarą, a jeśli żyją, to ją rozumieją. Protestant wiarą katolicką nie żyje, więc jeśli nie jest naprawdę pokorny w próbie zrozumienia cudzego podejścia, zwyczajnie będzie się ośmieszał i opowiadał bajki na temat cudzej wiary.
Jestem raczej nieobecny na forum; jeśli chcesz się ze mną skontaktować, wyślij do mnie e-mail poprzez mój profil.