Jak Bóg odpowiada na modlitwę?

W tym miejscu dzielimy się świadectwami działania Bożej łaski a także przemyśleniami nt. Słowa Bożego w celu zbudowania wiary innych.
konto skasowane
Posty: 6434
Rejestracja: 01 paź 2012, 13:37
wyznanie: Protestant
Lokalizacja: Trójmiasto
Gender: Male
Kontaktowanie:

Jak Bóg odpowiada na modlitwę?

Postautor: konto skasowane » 11 sie 2014, 00:00

Moje dzieciństwo było pasmem nieszczęść i niepowodzeń. Rodzice byli alkoholikami, więc jako dziecko często byłem bardzo zaniedbany, brudny i pozostawiany na pastwę losu, gdy w tym czasie, w pokoju obok wódka lała się strumieniami.
Pamiętam, miałem wtedy chyba 2 może 3 lata, jak mój ojciec wpadł w szał i chciał mnie skrzywdzić, był pijany. Ze strachu schowałem się w pokoju, gdzie pił, pod stołem. Stół był przykryty bardzo długim obrusem, więc mogłem się tam spokojnie schować. Pamiętam, że szukał mnie po całym mieszkaniu, ale dzięki Bogu nie wpadł na to, aby zajrzeć pod stół. Libacja trwała bardzo długo, a ja ze strachu bałem się wyjść. Zasnąłem tam i spałem chyba kilka godzin. Niespodziewanie przyszła moja ciocia, zauważyła jak podniosłem obrus wychylając się by móc ją zobaczyć. Dała mi znać, abym nie wychodził....
Całe szczęście miałem w rodzinie osoby, które były bardzo oddane Bogu. Moja ciocia i babcia zawsze się o nas modlili.
W wieku 6 lat chciałem się pierwszy raz w życiu zabić wyskakując z trzeciego piętra przez balkon. Nie zrobiłem tego ostatecznie.
Matka była bardzo wierząca.... Czytała Pismo Święte, chodziła systematycznie do kościoła... Mówiła do mnie, że jestem... szatanem.
Nie wiem czym sobie zasłużyłem na to, ale byłem odrzucony. Czułem się niechciany.

W szkole podstwowej, religii uczył nas ksiądz Aleksander Mło...
Pamiętam jak zadał nam pytanie, kto interesuje się religią i Bogiem. Podniosły ręce 2 może 3 osoby - w tym ja.
Widziałem w nim Chrystusa. Wyczuwałem w nim miłość do człowieka. Zawsze, gdy mnie coś spotykało, nagle on zjawiał się i albo mi pomagał albo sie za mną wstawiał. Powiedział nawet raz, że jestem dla niego natchnieniem.
Pewnego razu zapytał się mnie, co chciałbym, aby mi Bóg podarował.
Jako, że byłem dzieckiem jeszcze, w dodatku najmniejszym i chyba najchudszym w klasie - może i nawet w całej szkole, tego nie wiem. Powiedziałem mu, że chciałbym, aby Bóg dodał mi trochę wzrostu. Pamiętam, że się trochę zaśmiał. Zapytał się mnie "A ile centymetrów chciałbyś, aby ci Bóg dodał" Odpowiedziałem, że chociaż 3cm.... W jego oczach pojawiły się łzy. Nie rozumiałem dlaczego. W tym momencie zmieniłem szybko zdanie i powiedziałem "Wiem, że 3cm to zbyt wielka prośba, ale może chociaż 2?" Zapytałem się "Dlaczego ksiądz płacze?" "Ponieważ myślałem, że powiesz pół metra, a ty chcesz tylko 3 centymetry i jeszcze twierdzisz że to zbyt wielka prośba" Wtedy powiedział mi, że urosnę nie 2 ani nie 3 cm, ale 12cm.
Kilka lat później, podczas gdy odwiedzili mnie kuzyni z rodzicami, w nocy, podczas snu, poczułem 3 ukłucia na plecach.
Następnego poranka, gdy wychodziliśmy z domu, kuzyn, który był odemnie dzień wcześniej o połowę głowy wyższy powiedział "Ale ty urosłeś! Wczoraj sięgałeś mi do nosa, a teraz jesteśmy równi" :)
Nie mogła w to uwierzyć moja lekarka, która systematycznie badała mój rozwój i notowała wzrost oraz wagę. Mówiła, że to niemożliwe, aby człowiek mógł urosnąć tak dużo w tak krótkim czasie (powiedziałem jej, że w dwa miesiące ;D ) i nic mu nie jest (wg niej powinienem mieć powykrzywiane kości przez zbyt szybki wzrost). Potem tylko dodałem "Nie wierzy Pani że tyle urosłem w dwa miesiące, a gdybym powiedział, że w jedną noc to co by Pani powiedziała?" ^^ :hihi: W Boga Pani nie wierzy i tu jest problem - tak jej powiedziałem :puppyeyes:

W wieku 10 chyba lat - w między czasie - po raz kolejny chciałem się zabić, tym razem wyskakując przez zamknięte okno także z 3 piętra. Jak zwykle stchórzyłem. Minęło trochę czasu... może ze 3, 4 lata i znów chciałem to zrobić, tym razem dźgając się nożem w brzuch. Niestety nóż był tępy i za chiny nie chciał się wbić :/ bo to był nóż do smarowania masła, bez ostrza. Wtedy jakby jakiś głos powiedział do mnie "Nie rób tego. Poczekaj. Kiedyś się wyprowadzisz z domu i będziesz wolny"

Pamiętam też historię jak starsi koledzy namawiali mnie, abym z takiej betonowej płyty skoczył na klatkę piersiową kilka metrów w dół. Oni mówili, że jak chcę być facetem, to powinienem tak zrobić. Ja chciałem być facetem oczywiście! Prawdziwym :) Kiedy oni niedaleko grali w piłkę, ja długo stałem na krawędzi płyty i zmuszałem się w myślach do skoku. Minęła może godzina, dwie - nie wiem. Skoczyłem na klatkę piersiową. Uszkodziłem sobie serce i klatkę piersiową :/ Do dzisiaj wypadają mi zastawki, bo uderzenie spowodowało trwałą wadę serca. Starsi koledzy oczywiście nawet nie widzieli, że skoczyłem i nie uwierzyli mi. Dla nich nie byłem jeszcze prawdziwym facetem :/

Gdy poszedłem do szkoły zawodowej zacząłem pić i palić. Musiałem też kraść, żeby mieć za co fajki kupować. Nie znałem czegoś takiego jak kieszonkowe. Do szkoły chodziłem w jednym swetrze. Chociaż kasa na wódke była i fajek też za darmo rodzice nie dostawali.
W między czasie uzależniłem się od pornografii, a także zacząłem brać narkotyki miękkie i twarde, sterydy także brałem ale trochę później.
Naćpany chodziłem z kumplami w środku nocy po lasach szukać wrażeń. Raz miałem nawet jakiś atak, serducho tam mi waliło, że myślałem że umrę. Kumple oczywiście mnie olali i zostawili mnie w lesie samego. (Byłem katolikiem ochrzczonym w KK, gdyby Albertus pytał ^^ i bierzmowany przez Gocłowskiego) (tutaj nadmienię tylko, że gdy Gocłowski mnie bierzmował, czułem prąd w powietrzu, wyładowania elektryczne i trzaski. Ksiądz Olek jakby wiedział, że coś przeżyłem, bo zaraz po bierzmowaniu, zapytał się, co czułem... ciekawe)

Na jednej z kolejnych imprez alkoholowo-narkotykowej zdałem sobie sprawę, że tak dalej być nie może. Nie chciałem iść dalej i grzebać się w dragach i alkoholu. Być złym przykładem dla swoich przyszłych dzieci. Złym ojcem. Śmieciem nie człowiekiem. Nastąpiła we mnie w środku imprezy nagła ochota na zmianę życia.
Zacząłem stopniowo budować relację z Panem Bogiem. Żadnych nauczycieli. Żadnych książek (Wiedzę Biblijną miałem sporą, ponieważ 3 razy pod rząd przeczytałem Pismo Święte z obrazkami dla dzieci, tak mnie wciągnęło, miałem wtedy chyba 7 lat)
Wprowadzałem w życie wskazówki, które otrzymałem od księdza Olka.
- Dwa razy więcej dziękować, jak prosić.
- Gdy się o coś modlisz i przychodzi zwątpienie, to znaczy że to jeszcze nie jest prawdziwa wiara, że Bóg może cię wysłuchać. Od momentu zwątpienia zacznij się dwa razy więcej modlić.
- Ufaj Bogu aż do samego końca, a Bóg podaruje ci więcej niż prosisz

Tak też robiłem. Na początku modliłem się tak jak nauczono mnie w kościele katolickim, ale szybko stwierdziłem, że takie bezsensowne powtarzanie tych samych modlitw jest poprostu głupie. Ja chciałem powiedzieć Bogu jak się czuje, co mi leży na sercu, chciałem się wykrzyczeć. Powiedzieć mu, że się na niego gniewam, bo nic nie robi, że pozwala tylko mnie bić i podlić. Zacząłem w takim razie rozmawiać z Bogiem tak jak z drugim człowiekiem. O wszystkim i o niczym... I tak nie miałem do kogo gęby otworzyć, to co mi było szkoda chociaż z Panem Bogiem porozmawiać w myślach?
Wiele się nauczyłem. Na przykład, że z Bogiem nie można się zakładać, bo On i tak zawsze wygra :D przegrałem z nim ponad 2 miliardy złotych. Bo założyłem się, że nigdy już nie zgrzeszę. No i przegrałem.

Nauczyłem się, że skoro Chrystus umarł za grzechy, to jemu należy się chwała i że jak będę sie do Niego modlił przez Jezusa, to On mi nie będzie miał tego za złe, że Go pomijam, bo Jezus - tak zrozumiałem - był przecież Bogiem, pośrednikiem.
Od tej pory nie modliłem się już Boże, ale Jezu - rozróżniłem zatem dwie osoby Boskie.

W między czasie - miałem przykry incydent w domu - bo poraz kolejny pobił mnie ojciec, za to, że buty na korytarzu stały o dwa centymery za daleko szafki.
Chciałem go zabić, miałem kija od łopaty schowanego w szafie, powiedziałem, że jak przejdzie przez drzwi mojego pokoju, to go tak tym uderzę, że zginie na miejscu. Potem planowałem go podpalić podczas snu.... było mi obojętne co się ze mną stanie. I tak więzienie, poprawczak, czy dom dziecka byłby lepszym miejscem niż "rodzinny dom".

Minęło trochę czasu, uspokoiło się, kontynuowałem swoją naukę pobożności. Moje rozmowy z Panem przerodziły się w wielogodzinne dyskusje w myślach. Zadawałem mu wiele pytań, na które nie otrzymywałem odpowiedzi od razu, ale uczyłem się ufać, że Bóg znajdzie sposób, aby mi odpowiedzieć.
Pamiętam jak modliłem się o coś jeden tydzień. Dla mnie to były wieeeeeki. Na końcu zwątpiłem i padłem z wyczerpania :) Po głowie chodziły mi tylko myśli "I znów ciebie zawiodłem, nie wytrwałem" Ale na drugi dzień otrzymywałem to, o co się przestałem modlić :) I tak sobie myślałem "Kurcze, Bóg jednak mnie wysłuchał, a ja dałem ciała i zwątpiłem. Gdybym się jeden dzień dłużej modlił, mógłbym wymodlić się o to co chciałem".
Kolejne próby były już dłuższe, najpierw miesięczne, dmumiesięczne, trzymiesięczne... i zawsze na końcu zwątpiłem. "Kurcze, tyle już czasu się modle, to bez sensu!" I Bóg znów dzień lub kilka dni później dawał to, o co się modliłem.
Dziś wiem, że ćwiczył mnie w wytrwałości.
Kiedy modliłem się kiedyś o swoje 2 centymetry - a trwało to około 2 lata - liczyłem, że uda mi się to wymodlić. W końcu przestałem... zapomniałem o tym... i zapomniałem o Bogu. Po tym, gdy urosłem 12 centymetrów, pierwszą rzeczą jaką zrobiłem, to było pytanie "Dlaczego? Przecież już się o to nawet nie modliłem. Nawet o Tobie już zapomniałem" Bóg odpowiedział mi: "Ty zapomniałeś o Mnie, ale ja o Tobie nigdy nie zapomniałem" W oczach pojawiły się łzy, nie mogłem nic powiedzieć jak tylko przepraszam i dziękuję. Nigdy nie modliłem się o rzeczy zbyt wielkie - w moim mniemaniu - i spektakularne.
Gdy się modliłem moją postawą było "Wiem, że proszę o wiele i nie zasługuje abyś mi cokolwiek dawał, ale jeśli zechcesz, to możesz mi pomóc. Ja się nie obraże jeśli nie otrzymam tego o co proszę, bo wiem, że jestem mały, ale wiem też że Ty jesteś wielki i wszystko możesz, a ja chcę ci dziękować i ciebie chwalić, bo dla mnie jesteś wszystkim co mam. Nie mam nikogo kogo mógłbym o cokolwiek prosić, dlatego będę ci wdzięczny za jakąkolwiek pomoc"

W między czasie nauczyłem się odróżniać Trzecią osobę Bożą, tj Ducha Świetego. To był ten głos, który do mnie mówił. Wiedziałem, że Jezus zmartwychwstał i odszedł do Ojca, a ten głos, to musiał być Duch Święty. Często wypowiadałem słowa zawarte w Piśmie Świętym - podczas rozmowy z innymi - którego przecież nigdy nie przeczytałem. Dopiero kilka lat później, gdy znałem już Pismo, znajdowałem te wersety. Dla mnie to był szok i nieprawdopodobne przeżycie, że mogłem wiedzieć o czymś, co jest zapisane w tej księdze bez jej przeczytania.

Uczyłem się poznawać Boga, dostrzegać jego wielkość, jego Boskie atrybuty, wszechmoc. Uczyłem się, aby jakiekolwiek słowo, które wypowiem było wypowiedziane w mocy Ducha Świętego. Chciałem tak jak Chrystus mało mówić, ale za to konkretnie i wprowadzać w zdumienie ludzi. Ta umiejętność bardzo mi się podobała. Także to, że Bóg jest tak wielki, że wie co się dzieje ze wszystkimi ludzmi, ich myślami i zwierzętami i gwiazdami tu i teraz.
Miałem takiego znajomego w bloku, którego bardzo często odwiedzałem - jego matka powiedziała, że jestem jedynym człowiekiem, który może do nich przychodzić bez pytania, bo widzi że mam dobry wpływ na jej syna. Ciekawe... Zdarzało się, że zanim on się do mnie odezwał, ja już mu dawałem odpowiedź. On się śmiał i mówił "A ty co? Jasnowidz jesteś?" Nawet matkę zawołał i powiedział jej, że ja wiem to, o czym on myśli : ))

Moja matka w tym samym czasie, także czytała dużo Biblię i chodziła systematycznie do kościoła. Dla niej byłem cały czas ... szatanem - tak mnie nazywała. Chociaż tyle ile ja się modliłem, ona nie wymodli się prawdopodobnie do końca życia ;)

Miałem wiele ciekawych sytuacji, gdy Bóg mówił do mnie rzeczy zupełnie niezrozumiałe. Na przykład kazał mi powiedzieć, obcej dziewczynie jadącej ze mną autobusem "że jeśli będzie się bardzo modlić o jego powrót, to on wróci" Pamiętam jak opadła jej szczęka, mało jej z zawiasów nie wypadła :D Bałem się trochę, ale moje doświadczenia z Bogiem, mówiły mi ufaj do samego końca, że Bóg wie co robi i skoro każe ci mówić, to mów i nie pytaj dlaczego.
Pamiętam też, jak wchodziliśmy do klasy - byłem już w technikum - że Bóg mi powiedział, abym z ostaniej ławki przyniosł eksponat i położył go na biurku nauczycielskim. Tak zrobiłem, bez zadawania pytań. Nauczyciel powiedział: "A ty skąd wiedziałeś, że tego potrzebuje? Właśnie chciałem wstać i po to iść" Pokazałem palcem na niebo. Nic więcej nie powiedziałem.

Pod koniec szkoły. Odbył się egzamin końcowy i obrona pracy dyplomowej (moja zajęła III miejsce w Trójmiejskim konkursie prac dyplomowych). Przygotowywałem się zawsze uczciwie. Nie oszukiwałem. Zdawałem się na Boga. (kiedy Bóg mi odpowiadał na modlitwy, po których wątpiłem, że Bóg je wysłucha i dawał mi to, o co się modliłem, nauczyłem się co to jest łaska - niezasłużony podarunek oraz tego, że Bóg zawsze mnie słyszy i nie potrzebuje 100tys razy słuchać tej samej prośby, bo przecież usłyszał ją już za pierwszym razem. Mi należało w takiej sytuacji tylko czekać na odpowiedz. Gdyby się ktoś pytał - tak, gdy sie modliłem o coś, prosiłem tylko jeden raz, nigdy dwa razy ani nie trzy, bo zdałem sobie sprawy, że Bóg nie jest głuchy).

Przed wejściem na sale ktoś wcisnął mi ściągę do kieszeni marynarki aby przekazać ją koledze. Akurat tak ławki były szeroko rozstawione, a komisja 3 metry przed nami, że chyba tylko ślepy osioł by nie zauwarzył, że coś komuś daje. A ten jeszcze siedział w pierwszym rzędzie. Nie dałem mu tej ściągi.
Po wyjściu z sali (Piguła) wyżył się ze złości i uderzył mnie 3 razy z całej siły w twarz. Pamiętam, że stałem jak beton. Ktoś z tyłu powiedział "Patrz, nawet nie drgnie, tylko mu głowa lata" Moja twarz skamieniała - chyba tak samo jak Jezusowi, gdy był bity. Spojrzałem temu, co mnie bił głęboko w oczy i powiedziałem: "Gdybyś wiedział, kto za mną stoi, nie podniósłbyś na mnie nawet palca" Spojrzał się za mnie, a ja zobaczyłem w jego oczach strach. Nie mam pojęcia co takiego zobaczył i czy w ogóle coś zobaczył. Ciekawe jest jednak to, co stało się później.
Zostałem przed wszystkimi poniżony, czułem się shańbiony i jak tchórz, ale pomyślałem sobie "Ciebie bito i nie oddałeś, dziś mnie bardzo poniżyłeś Panie, ale wierze, że chcesz mnie czegoś nauczyć, więc przełykam ten kielich, mimo że w oczach innych stałem się nikim"
Chwilę później podszedł inny kolega (Nowak) i ten także uderzył mnie w twarz. Tym razem nie wytrzymałem i w duchu krzyknąłem do Boga "Dlaczego mnie bijesz!? Raz mnie już ukarałeś, ale za co bijesz mnie tym razem?! Jeśli wcześniej mnie chciałeś poniżyć, abym się poczuł jak Ty, gdy byłeś bity to przecież ci się uało. Zostałem poniżony tak jak Ty, ale czego chcesz mnie nauczyć teraz? Przecież ja podobno jestem źrenicą w Twoim oku!? Czy pozwolisz sobie wbijać igłę w swoje oko!?" I wtedy usłyszłałem .... "On za to zginie"
Nic nikomu nie mówiłem, tylko jednej osobie (Łukasz S.) powiedziałem, że on umrze za to co zrobił"
Jakiś czas później - chyba rok później, dokładnie nie pamiętam. Idąc ulicą zawował mnie ktoś, kto siedział na schodach przy sklepie. Podszedł do mnie chłopak, który uderzył mnie 3 razy i powiedział "Chciałem cię przeprosić za to co ci zrobiłem. Od roku (czy dwóch lat, nie pamiętam) lat nie mogę spać, mam straszne koszmary. Przepraszam cię za to co ci zrobiłem. Proszę wybacz mi" Pomyśląłem sobie "tego Bóg pokarał :D " Ale dobra, odpuściłem mu i się pogodziliśmy. Pismo mówi że "nawet nieprzyjaciół Bóg potrafi sobie zjednać" Później przypomniałem sobie, że to są te węgle rozżarzone spadające na głowę przeciwników.
Prawie w tym samym czasie, w pracy odwiedził mnie znajomy, któremu powiedziałem co się stanie z tym drugim. I powiedział mi, że "Znaleziono go powieszonego na drzewie i nikt nie wie, kto to zrobił" Od razu przypomniałem sobie słowa "On za to zginie" Wykonało się.

Takie i wiele innych rzeczy doświadczyłem i nauczyłem się podążając całym swoim sercem i całym umysłem i całą duszą za Panem Bogiem i Chrystusem. Oprócz tego nauczyłem się władać na przykład językiem. Skoro Słowo jest jak miecz, to osoba, która ten miecz trzyma musi być rycerzem. Wyobrażałem sobie Jezusa jako Dobrego Rycerza z mieczem w ręku. Wyobrażałem sobie, że taki Dobry Rycerz nigdy, przenigdy nie użyje miecza aby atakować, ale tylko aby się bronić. Broniąc się, nigdy nie użyje miecza aby zabić, lecz tylko po to, by dostatecznie mocno zranić, aby zniechęcić kogoś do kolejnych ataków.
Wiedziałem, że Słowa (miecz) Jezusa są tak nasiąknięte miłością i mocą, że wystarczy jedno słowo, aby kogoś uzdrowić lub w ostateczności odebrać komuś życie. Siła nie tkwi w mięsniach - jak to się dzisiaj wydaje - ale w słowach, bo słowami można leczyć i można ranić, zupełnie jak miecz. Od skuteczności leczenia i ranienia zależne jest jedynie ile mocy zawiera się w wypowiedzianym słowie.
Wiedziałem, że jeśli wypowiem jedno, ale przemyślane słowo z Ducha Świętego, to więcej ono będzie miało mocy, jak 100 wypowiedzianych bezsensu. Nauczyłem się niewiele mówić i dużo słuchać. Zrozumiałem co to oznacza, że z każdego nieużytecznego słowa zdamy kiedyś sprawę.
Oprócz tego poznałem po trochu innych darów, jak dar przewidywania, wiedzy, uzdrawiania, mądrości. Wiedziałem, że jeśli ktoś coś zrobi, to stanie się to i owo. Nigdy się nie myliłem. Wielu osobom powiedziałem, że to co robią nie powiedzie się. Taki dar proroczy. Od całkiem prostych rzeczy, żeby na przykład nie kłaść kubka z lewej strony szafki - potem okazywało się, że z góry spadł ciężki zegar i na pewno trafiając w kubek by go stłukł. Po bardziej poważne rzeczy, że osoba z którą ktoś się spotyka jest oszustem i ją wykorzysta... i tak też właśnie było.
Nigdy nikomu niechwaliłem się, ani nie opowiadałem tego, bo mógłby ktoś pomyśleć, że się wynosze pychą lub się przechwalam.
To co opisałem działo się jakieś 12 lat temu. Dalsza cześć historii opatrzona jest ścisłą tajemnicą do dzisiejszego dnia włącznie.

Było wiele innych jeszcze rzeczy, znaków i cudów które doświadczyłem, a których nie wymieniłem z braku czasu i trochę pamięci. Ale może chociaż częściowo kogoś zmowtywuje to do dalszego rozwoju duchowego i będzie zachęceniem lub potwierdzeniem, że warto, bo Bóg nie jest głuchy na nasze modlitwy. Zawsze odpowiada i nawet daje więcej niż prosimy. Jeśli oczyszczamy się z grzechu codziennie, to nasze modlitwy nie będą zatrzymywane. A jeśli nauczymy się ufać Bogu aż do końca, to on nas wynagrodzi dużo łaskawiej niż tego chcemy. Tylko dziękujcie Bogu dwa razy więcej niż prosicie i nie proście o rzeczy zbyt wielkie dla siebie. Bądźcie mali, a Bóg niech będzie wielki i stale z Nim rozmawiajcie od świtu do samej nocy. Jak z przyjacielem. Jedynym i prawdziwym Przyjacielem.

*doktorsky - sorry za błędy :P

:roll:
Ostatnio zmieniony 13 wrz 2014, 19:49 przez konto skasowane, łącznie zmieniany 6 razy.


.
Nick
Posty: 2006
Rejestracja: 29 kwie 2012, 12:54
wyznanie: Protestant
Gender: Male
Kontaktowanie:

Postautor: Nick » 11 sie 2014, 05:34

dr.sky pisze: Dalsza cześć historii opatrzona jest ścisłą tajemnicą do dzisiejszego dnia włącznie.


Dlaczego?


Awatar użytkownika
kruszynka
Posty: 2844
Rejestracja: 10 cze 2013, 16:56
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: Śląsk
Gender: Female
Kontaktowanie:

Postautor: kruszynka » 11 sie 2014, 10:28

Wow. Dzięki za świadectwo. Jest budujące.

dr.sky pisze: sorry za błędy

Noooo, jakoś nie narobiłeś. :-P


"I choćbym miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice i posiadał całą wiedzę, i choćbym miał pełnię wiary, tak żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał byłbym niczym"
Awatar użytkownika
MrSponge
Posty: 1616
Rejestracja: 26 lip 2013, 13:16
wyznanie: Protestant
Gender: Male
Kontaktowanie:

Postautor: MrSponge » 11 sie 2014, 10:45

Fajne świadectwo. Niektóre punkty tak nieprawdopodobne, że tylko potwierdzają, że dla naszego Pana niemożliwe nie istnieje...


Dz 4:12 BW: I nie ma w nikim innym zbawienia; albowiem nie ma żadnego innego imienia pod niebem, danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni.
Ga 2:16 BW: wiedząc wszakże, że człowiek zostaje usprawiedliwiony nie z uczynków zakonu, a tylko przez wiarę w Chrystusa Jezusa, i myśmy w Chrystusa Jezusa uwierzyli, abyśmy zostali usprawiedliwieni z wiary w Chrystusa, a nie z uczynków zakonu, ponieważ z uczynków zakonu nie będzie usprawiedliwiony żaden człowiek.
konto skasowane
Posty: 6434
Rejestracja: 01 paź 2012, 13:37
wyznanie: Protestant
Lokalizacja: Trójmiasto
Gender: Male
Kontaktowanie:

Postautor: konto skasowane » 11 sie 2014, 11:06

Dlaczego?


Ponieważ:
Obj, 6, 12 I ujrzałem:
gdy otworzył pieczęć szóstą,
stało się wielkie trzęsienie ziemi
i słońce stało się czarne jak włosienny wór,
a cały księżyc stał się jak krew.
13 I gwiazdy spadły z nieba na ziemię,
podobnie jak drzewo figowe wstrząsane silnym wiatrem zrzuca na ziemię swe niedojrzałe owoce.
14 Niebo zostało usunięte jak księga, którą się zwija,
a każda góra i wyspa z miejsc swych poruszone.
15 A królowie ziemscy, wielmoże i wodzowie,
bogacze i możni,
i każdy niewolnik, i wolny
ukryli się do jaskiń i górskich skał.
16 I mówią do gór i do skał:
«Padnijcie na nas
i zakryjcie nas przed obliczem Zasiadającego na tronie
i przed gniewem Baranka,
17 bo nadszedł Wielki Dzień Jego gniewu,
a któż zdoła się ostać?»

Ew. Marka 13: A kto będzie na dachu, niech nie zstępuje do domu i nie wchodzi do wnętrza, żeby coś zabrać. (16) Ten zaś, kto będzie na polu, niech nie wraca do domu, żeby zabrać ubranie.... Miejcie się więc na baczności. Oto przepowiedziałem wam wszystko... Lecz w dni owe, po wspomnianym już ucisku, słońce się zaćmi i księżyc przestanie świecić, (25) i gwiazdy poczną spadać, a moce, które są na niebie, będą poruszone.... Wówczas pośle swoich aniołów i zgromadzi swoich wybranych z czterech stron świata, od krańców ziemi aż do szczytów nieba.

Gdy zobaczą wszyscy ludzie na ziemi zastępy wojk niebieskich zstępujących na ziemie, wszystkich ogarnie strach jakiego jeszcze nie było. Wtedy będzie płacz i zgrzytanie zębami. A wielu sobie wtedy pomyśli "czy oni przyszli też po mnie, czy mnie tutaj zostawią?" Na rachunek sumienia będzie już za późno...
Ostatnio zmieniony 11 sie 2014, 12:27 przez konto skasowane, łącznie zmieniany 2 razy.


.
Awatar użytkownika
kruszynka
Posty: 2844
Rejestracja: 10 cze 2013, 16:56
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: Śląsk
Gender: Female
Kontaktowanie:

Postautor: kruszynka » 11 sie 2014, 11:39

dr.sky,
Jeżeli kiedykolwiek, w jakikolwiek sposób Cię uraziłam, to....przepraszam......
:friends:


"I choćbym miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice i posiadał całą wiedzę, i choćbym miał pełnię wiary, tak żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał byłbym niczym"
konto skasowane
Posty: 6434
Rejestracja: 01 paź 2012, 13:37
wyznanie: Protestant
Lokalizacja: Trójmiasto
Gender: Male
Kontaktowanie:

Postautor: konto skasowane » 11 sie 2014, 12:10

kruszynka, co ? gdzie? kiedy? nie przypominam sobie, to chyba nie ma potrzeby :)


.
Ariela
Posty: 1061
Rejestracja: 21 gru 2013, 22:33
Ostrzeżenia: -1
wyznanie: Agnostyk
Gender: Female
Kontaktowanie:

Postautor: Ariela » 11 sie 2014, 12:12

Dr.Sky Wooow. Super swiadectwo. Wierze we wszystko. Szkoda mi Ciebie za trudne dziecinstwo i okres dorastania, to takie straszne :-( Ale Pan tak wiele ci wynagrodzil. Az mi wstyd ze jestem taka rozkapryszona i skupiam sie wylacznie na sobie i swoich malusich porblemikach, kiedy ludzie naprawde przezywaja tragedie i przy tym musza wystawic drugi policzek. Naprawde niesamowite jest to co napisales :) Tego nam trzeba bylo tutaj na forum.

Kazdy moze zblizyc sie do Pana Boga tylko trzeba byc zaangazowanym i miec Go w centrum a nie siebie samego.

Naprawde bardzo budujace :) Czuje ogien do dzialania :pompki: "Trza" sie wziazc za konkretne modlitwy, ewangelizacje i czytanie Biblii, nie ma co :-D


Awatar użytkownika
kruszynka
Posty: 2844
Rejestracja: 10 cze 2013, 16:56
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: Śląsk
Gender: Female
Kontaktowanie:

Postautor: kruszynka » 11 sie 2014, 12:19

dr.sky, No bo to Twoje świadectwo, a szczególnie druga część, to tak grzmi, że wolę na zimne dmuchać :-P jakby co :)


"I choćbym miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice i posiadał całą wiedzę, i choćbym miał pełnię wiary, tak żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał byłbym niczym"
Awatar użytkownika
Psrus
Posty: 4052
Rejestracja: 11 paź 2008, 17:34
wyznanie: Kościół Ewangelicko-Augsburski
Gender: Male
Kontaktowanie:

Postautor: Psrus » 11 sie 2014, 13:05

Co na to ateista Alkhilion?
Ja to bym film obyczajowy nakręcił o twoich przeżyciach doktorku, wiesz?
Ten, wiesz... jak chcesz to mi możesz dać ostrzeżenie... :mrgreen: nawet dwa... :mrgreen: nie ma to jak od takiego dostać ostrzeżenie... :mrgreen:


konto skasowane
Posty: 6434
Rejestracja: 01 paź 2012, 13:37
wyznanie: Protestant
Lokalizacja: Trójmiasto
Gender: Male
Kontaktowanie:

Postautor: konto skasowane » 11 sie 2014, 13:29

Błogosławieni Ci, którzy gdy to się stanie, nie zostaną znalezieni nadzy, a ich szaty nie będą splamione, aby nie wyszła na jaw haniebna ich sromota...


Wielokrotnie modliłem się, błagałem Boga, aby mnie zniszczył i zabił. Świat byłby o połowę lżejszy gdyby odjęto od niego moje grzechy. Nienawidziłem się z całego serca, że żyjąc dokładam ciężaru do ofiary Chrystusa. Od dziecka ciągnie się za mną depresja, która co raz to bardziej raz się nasila, a innym razem zanika powodując że jednego dnia chce siebie zgładzić, a dwa dni później mogę się śmiać. Ostatni raz chciałem odebrać sobie życie 1,5 może 2 miesiące temu przedawkowując leki nasenne. Po raz kolejny tego nie zrobiłem, chociaż napisałem pożegnanie do najbliżysz mi osób, równocześnie przepraszając, że to na nich spadło wysłuchiwanie moich problemów.
Nie potrafie zrozumieć dlaczego to czy tamto mnie spotkało. Być może ludzie z depresją są o wiele bardziej wrażliwsi na to co dzieje się wokół.
Moja ciocia opowiadała mi, że gdy pewnego razu nocowałem u niej kilka dni (miałem wtedy chyba ze 2 lata) płakałem nieprzerwanie przez 2dni dzień i w nocy. Ona nie potrafiła zrozumieć dlaczego. I pewnego razu, gdy weszła do mojego pokoju zobaczyła anioła stojącego przy moim łóżku. Czego do dziś nie potrafi zrozumieć, dlaczego i co to oznacza. Tego już nie powinienem opowiadać, bo są to rzeczy, których możecie nie pojąć, a źle zrozumiane mogą stać się przyczyną różnych wypaczeń, czy przekrętów. Coś takiego to jest już sprawa osobista i nie powinienem o tym pisać, ale zrobiłem wyjątek.
To tylko fragment całości, ale o reszcie nie będę już pisał, wole to zachować tylko dla siebie.
Nie wiem kim jestem i dlaczego jestem. Zawsze wolałem, aby mnie nie było.


.
konto skasowane
Posty: 6434
Rejestracja: 01 paź 2012, 13:37
wyznanie: Protestant
Lokalizacja: Trójmiasto
Gender: Male
Kontaktowanie:

Postautor: konto skasowane » 11 sie 2014, 13:33

pozytywista, możesz kręcić... ale kto to będzie oglądał? :)


.
Awatar użytkownika
fauxpas
Posty: 3132
Rejestracja: 15 kwie 2012, 16:26
wyznanie: Reformowani Baptyści
Lokalizacja: Poznań / Szczecin
Gender: Male
Kontaktowanie:

Postautor: fauxpas » 11 sie 2014, 13:41

dr.sky, dziękuję za świadectwo i chwała Bogu :-).


Nick
Posty: 2006
Rejestracja: 29 kwie 2012, 12:54
wyznanie: Protestant
Gender: Male
Kontaktowanie:

Postautor: Nick » 11 sie 2014, 14:25

dr.sky,

Nie rozumiem Twojej odpowiedzi...
Zapytałem dlaczego dalsza cześć historii opatrzona jest ścisłą tajemnicą do dzisiejszego dnia włącznie, a Ty mi Apokalipsę cytujesz.
Odpowiedz normalnie na pytanie albo napisz, że nie chcesz odpowiedzieć, jeśli nie chcesz.


konto skasowane
Posty: 6434
Rejestracja: 01 paź 2012, 13:37
wyznanie: Protestant
Lokalizacja: Trójmiasto
Gender: Male
Kontaktowanie:

Postautor: konto skasowane » 11 sie 2014, 14:33

Nick, nie mogę ci odpowiedzieć na to pytanie, mam nadzieje, że ciebie nie rozczarowałem. Są sprawy do których dostęp mogą mieć tylko nieliczni, a czasami lepiej żeby nikt nie miał dostępu.


.

Wróć do „Świadectwa, rozważania, nauczania ... ku wzajemnemu zbudowaniu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość