kociaczkowe przemyślenia

W tym miejscu dzielimy się świadectwami działania Bożej łaski a także przemyśleniami nt. Słowa Bożego w celu zbudowania wiary innych.
koteczek7062014
Posty: 96
Rejestracja: 17 cze 2014, 19:22
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: Zielona Góra
Gender: None specified
Kontaktowanie:

kociaczkowe przemyślenia

Postautor: koteczek7062014 » 13 wrz 2014, 14:00

Wychowałam się w rodzinie katolickiej, a raczej pseudo katolickiej - chodziło się do kościoła podczas przygotowań do sakramentów, wybiórczo stosowano prawdy wiary i nauczanie biblijne...

Jestem DDD, dorosłym dzieckiem z rodziny dysfunkcyjnej, zaniedbywano mnie emocjonalnie, nie chroniono przed zagrożeniem a nawet obwiniano mnie o nie...

Byłam ofiarą przemocy w szkole. Jestem ocaloną z przemocy seksualnej - 13 lat temu kuzyn usiłował mnie zgwałcić,10 lat temu zostałam zgwałcona przez byłego, a 7 lat temu ktoś zrobił to dosypując mi czegoś do piwa...

Po tym wszystkim rzuciłam się w wir przypadkowych kontaktów seksualnych, bez jakiegokolwiek zabezpieczenia... myślałam: skoro myślicie że jestem zła, to dam wam konkretne powody do tego; pokażę mężczyznom że są słabi, że wystarczy ich zachęcić a sami ulegną żądzom...

straciłam zdrowie, od 10 lat się leczę psychiatrycznie, obecna diagnoza: borderline... jestem po wielu próbach samobójczych, 5 pobytach w psychiatryku...

przez to wszystko straciłam wiarę w Boga, myślałam: dlaczego dopuścił moje cierpienie, gdzie wtedy był? wymyślałam Mu, złorzeczyłam...

W międzyczasie przestał mnie przekonywać KRK, czułam że nie jest tu moje miejsce...

Do tego zaczęłam się wciągać w sektę...

Myślę, że czuć powoli Boga zaczęłam, gdy poznałam męża... niedaleko po pogrzebie ś.p. Ani, bardzo wierzącej osoby zostaliśmy parą...

Bóg sam zakończył kontakt z sektą... Raził mnie niczym grom z jasnego nieba... coś mi podpowiadało, że moje miejsce jest u luteran, wciągam się w ten kościół i czuję że to jest to...

Obecnie toczę wojnę, podałam sprawców tych czynów do sądu, napotkałam w rodzinie na mur, na milczenie i wrogość, bo przerwałam wieloletnie milczenie...
Czasami płaczę, ale wiem, że On jest przy mnie... myślę że sam mnie popchnął do walki o sprawiedliwość

Myślę, że dał mi cierpienie, bym spojrzała głębiej, bym -wychowywana w środowisku które obwinia ofiary takich przestępstw - tego nie robiła... był ze mną w tamtych chwilach, dzięki Niemu żyję...

Jestem moderatorką na forum pomocy niedoszłym samobójcom, dzielę się swoim doświadczeniem, daję tam wsparcie i je otrzymuję... Czasami trzeba było zadzwonić na policję, bo gdzieś tam, ktoś próbował zakończyć życie... Czułam, że dotykam sacrum, czułam że ktoś tym kieruje, bo sama z siebie nie byłabym w stanie... Bóg kieruje tymi akcjami...

Dopiero poznaję Boga, jeszcze wiele przede mną... moje życie się zmienia... nadal upadam... nie wiem, jak wierzyć gdy w otoczeniu mam zagorzałych ateistów... ale wiem, że On jest ze mną...


konto skasowane
Posty: 6434
Rejestracja: 01 paź 2012, 13:37
wyznanie: Protestant
Lokalizacja: Trójmiasto
Gender: Male
Kontaktowanie:

Postautor: konto skasowane » 13 wrz 2014, 14:25

Cieszę się, że po wielu latach zaczęłaś doszukiwać się relacji z Bogiem. Bóg nie jest jak człowiek, więc na Nim można polegać i On nigdy nie zawiedzie, ani nie oszuka.
Ja sam chciałem popełnić także samobójstwo i to kilkanaście razy na wiele sposobów... więc witaj w klubie :)


.
Awatar użytkownika
hmhmm
Posty: 1239
Rejestracja: 20 cze 2014, 20:13
wyznanie: nie chce podawać
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: hmhmm » 13 wrz 2014, 16:04

Może i trochę tego jest, ale myślę, że Ci się to bardzo przyda. Musiałem wydłużyć celem wprowadzenia

Też mam BPD, znaczy borderline. I zauważyłem, że ludzie do nas podobni mają takie tendencje do zmieniania czegoś i pokazywania czegoś innym. I to jest esencja tego zaburzenia.

Nie jest to co prawda źródło, bo źródłem są niezmienne doświadczenia. Napiszę trochę o nich, a potem wrócę do kwestii zmian. Moja matka bardzo dużo ode mnie wymagała, traktowała jak śmiecia, a nawet wyzywała, ojciec z kolei ignorował i zaniedbywał.

Zacząłem rodziców nienawidzić, dopóki nie spojrzałem z ich perspektywy. Otóż moja matka sama prawdopodobnie miała BPD i też próbowała coś zmienić. Mianowicie była całe życie robotnicą i pracowała dość ciężko. A zależało jej, żebym uniknął tego losu, zostając jakimś kierownikiem, czy dyrektorem. Uroiła sobie, że jedynym czynnikiem, który do tego prowadzi jest wykształcenie. Wymagała dużo, bo chciała, żebym był lepszy od niej i uniknął jej losu. A kiedy nie spełniałem jej wciąż rosnących wymagań rzucała wiązanki, aż uszy więdły.

Oczywiście nie mogłem tego tak odebrać, raczej przyjąłem, że jej zachowanie to nienawiść i brak akceptacji. I oczywiście chciała mnie przez te uczucia skłonić do tego, żebym był silniejszy. Miłość, to dla niej była słabość (nieudolny partner jakiego wybrała), więc ja musiałem być tego pozbawiony, żeby nie podzielić jej losu.

Ojciec z kolei, słaby człowiek, też nie mogący spełnić jej wyśrubowanych wymagań po prostu zapatrzył się w telewizor i zaczął pić, żeby się otumanić, nic innego zrobić nie potrafił.

Także czułem się bardzo niekochany. A poczucie bycia lepszym, duma, kompletnie zdemolowała moje relacje z ludźmi. Bo jak traktować gorszych od siebie, jeśli nie pogardliwie i z góry? Poza tym ciągłe udowadniałem innym, że jestem lepszy od nich, mądrzejszy itd. Że tylko ja znam rozwiązanie ich problemów i próbowałem to zrobić mówiąc im "prawdę" i to już jako dziecko. Nic dziwnego, że ludzie zatykali uszy i zaczynali krzyczeć hahahaha :D Aaach, a "kto się wywyższa, będzie poniżony", także robili wszystko, by zmieszać mnie z błotem. Dochodziło do naprawdę sporej ilości awantur, bójek, wyzwisk i różnych innych rzeczy.

Głupio wyszło, ale to wszystko okazało się dla mnie jednym wielkim nieporozumieniem.
Naprawdę chciałem dobrze, a efekt był opłakany dla wszystkich, najbardziej dla mnie.
Z resztą moja matka też chciała dobrze, a wyszło tragicznie.

Potem powiedziałem sobie: "Już ja wam pokażę" oraz "Zmienię się w lepszego, w kogoś, kim nigdy nie będziecie". I w kogoś, kim tak naprawdę ja nigdy nie będę.

Jak tak zacząłem myśleć nad tym kim mam się stać, to wyszło na to, że człowiekiem z innym umysłem, innymi pragnieniami, innym ciałem czyli nawet nie sobą samym.

Nie wiem jak to dokładnie u kobiet wygląda, ale myślę, że w pewnym sensie podobnie.
Wnioski?

Próbując zmieniać swojego męża wpadasz w paskudną pułapkę. Tobie wydaje się, że robisz dobre rzeczy, ale on ma jakieś powody by być ateistą. Więc rozmawiając z nim o Bogu on się czuje atakowany. Rób tak dalej, a źle się to zakończy. Przypominam, że wielu ateistów było gorliwymi chrześcijanami...

To samo się dzieje, gdy zaczynasz zmieniać siebie. Tak, tak, Bóg i te sprawy. Tylko przypominam uświęcenie wcale nie polega na tym, że rozliczasz się z kolejnych grzechów i eliminujesz je zostawiając w ich miejsce pustkę. Pustkę, którą wypełniają kolejne, te same lub inne grzechy. Uświęcenia nikt nie dokonuje swoją własną mocą.
A Bóg może wybrać dla Ciebie drogę do tego i to taką, której raczej się nie spodziewasz i której raczej nie uwzględniasz.

Próbując coś osiągnąć tylko swoją mocą w końcu sama zostaniesz ateistką.

Raz może bluźnisz, innym razem wychwalasz Boga i pewnie z ludźmi masz to samo. Czyż nie? Zmieniasz się, aż zaczynasz mieć tego dość, przybierasz skrajną postawę, tyle, że odwrotną i pokazujesz się znowu z tej gorszej strony. Tak? Wcale bym się nie zdziwił, gdyby tak było.

Także te zmiany i pokazywanie czegoś komuś tak naprawdę wpędzają człowieka w spiralę kłamstw (samooszukiwania siebie), porażek, a nawet tragedii życiowych. Efekt jest odwrotny do zamierzonego, co jeszcze tylko wzmacnia chęć zmiany i pokazania swojej wartości. Otrzymujemy błędne koło. W którym to emocje szaleją aż do granic wytrzymałości.

Dlatego też ja przestałem się zmieniać. Przestałem też cokolwiek pokazywać. I jest przyznam dużo lepiej, na długotrwałe efekty trzeba będzie trochę poczekać, ale jak działam na luzie, to jest i łatwiej i przyjemniej.

To jest lepsze niż zakładanie, że zaraz wybuchniesz jak wulkan wściekłości i duszenie w sobie gniewu. A jeśli wybuchasz, to nie przez bycie sobą, tylko przez brak reakcji NATYCHMIAST. Drażni Cię mąż? Powiedz mu to, zaraz po tym, gdy to zrobi. Nie rozczulaj się przy tym zanadto, ale też nie mieszaj go z błotem.

Poza tym ideały nie istnieją, ani Ty nim nie będziesz, ani ja, ani on. Myślę, że czekasz z wyrażeniem uczuć, że się ich boisz, tak samo jak czekałaś z oskarżeniem swoich winowajców o gwałt. Co do samych ideałów, to są one po to, żebyś czuła się nikim. To jest cały cel ich istnienia. Z czasem to sobie uświadomisz.

Przez to też otoczenie może Cię uważać za wariatkę. Dlaczego? Zareagowałaś ze słusznych powodów, prawda? Ale do diabła po jakim czasie?! Ci ludzie już dawno zapomnieli o co kaman i zapewniam Cię uznali, że sobie już dawno darowałaś, że to nawet nie sprawiło Ci przykrości, bo tak to z ich perspektywy wygląda. Być może dlatego rodzina na Ciebie nastaje, mogą uznać, że to sobie wymyśliłaś. To nie znaczy, że masz o tym zapomnieć, nie. Słowo już się rzekło, po prostu na przyszłość dla własnego dobra reaguj nieco szybciej.

I oczywiście im bardziej z emocjami czekasz, tym bardziej są one destrukcyjne, więc tym bardziej się ich boisz i tym bardziej chcesz się zmienić.

Jeśli się pomyliłem, to mnie popraw.

Zasadniczo niemal każdy pomysł na jaki wpadają ludzie z borderline powoduje tylko więcej cierpienia i przykrości.

Możesz iść do psychologa, czy psychiatry, ten drugi będzie chyba lepszy. Niestety tym "lekarzom duszy", jak i większości ludzi, w głowach się nie mieści, że można kogoś kochać i nienawidzić w tym samym czasie. Że można zmieniać perspektywę kilka razy na dzień, dochodzić do różnych, sprzecznych wniosków i ciągle mieć rację. Nie dlatego, że są gorsi, po prostu tego nie przeżyli, tak samo, jak ateista nie zrozumie kogoś, komu się Chrystus objawił.

Jako człowiek doświadczony przez borderline proponuje przestać się zmieniać i to natychmiast, tak samo daruj sobie pokazywanie czegokolwiek innym. Na początku będzie coś w rodzaju: "O Boże! Co ja zrobię jak się przestanę zmieniać(rozwijać)? To będzie straszne, dojdzie do katastrofy! O nie, nie ma mowy!"
I owszem poczujesz się jakby ktoś Ci splunął w twarz i jeszcze spoliczkował i wyzwał od najgorszych.

Ale tylko na początku. To może potrwać kilka dni, taki smutny, przykry nastrój, płaczliwość itd, jednak z czasem smutek będzie słabł coraz bardziej. Szczególnie po tym jak doświadczysz pozytywnych efektów zmiany zachowania. Zaczniesz dochodzić do zupełnie nowych wniosków.

A o wiarę się nie bój, Ojciec jest większy od wszystkich...

Powodzenia


kontousunięte1
Posty: 8825
Rejestracja: 07 kwie 2011, 16:43
wyznanie: Brak_denominacji
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: kontousunięte1 » 13 wrz 2014, 16:30

Coś wam powiem. Wszyscy /no,prawie/ jesteśmy strasznie poranieni, a swoimi historiami można by niejeden tom zapełnic. I chwała Jezusowi,że pozwolił nam się tu spotkac.


Awatar użytkownika
hmhmm
Posty: 1239
Rejestracja: 20 cze 2014, 20:13
wyznanie: nie chce podawać
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: hmhmm » 13 wrz 2014, 16:49

kontousunięte1
Wiesz co? Najgorsze to jest usiąść i płakać i robić z siebie ofiarę losu. To miło, że sobie współczujemy, grunt, żebyśmy się nie zaczęli użalać nad sobą. Wtedy wiesz, człowiek się zaczyna czuć mały i słaby i zamiast iść do przodu, to się zwyczajnie cofa.

Wolę raczej udzielać realnej pomocy i sam taką pomoc brać, jeśli jej potrzebuję, zamiast płakać nad upadłą Jerozolimą hyhyhy.

Może i jesteśmy poranieni, ale jak tak zaczniemy fajnie i miło okazywać sobie miłość, to kto wie? Może te rany się zagoją, a po bliznach zostanie tylko mgliste wspomnienie :)

No, chwała Chrystusowi, szkoda tylko, że nie pozwolił nam się spotkać w rzeczywistości.


kontousunięte1
Posty: 8825
Rejestracja: 07 kwie 2011, 16:43
wyznanie: Brak_denominacji
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: kontousunięte1 » 13 wrz 2014, 16:55

hmhmm pisze:Może i jesteśmy poranieni, ale jak tak zaczniemy fajnie i miło okazywać sobie miłość, to kto wie? Może te rany się zagoją, a po bliznach zostanie tylko mgliste wspomnienie

O tak, pełna zgoda.
No, chwała Chrystusowi, szkoda tylko, że nie pozwolił nam się spotkać w rzeczywistości.

Ale w niebie przybijemy sobie "piątkę" :yahoo:


Awatar użytkownika
hmhmm
Posty: 1239
Rejestracja: 20 cze 2014, 20:13
wyznanie: nie chce podawać
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: hmhmm » 13 wrz 2014, 17:09

kontousunięte1 pisze:
hmhmm pisze:Może i jesteśmy poranieni, ale jak tak zaczniemy fajnie i miło okazywać sobie miłość, to kto wie? Może te rany się zagoją, a po bliznach zostanie tylko mgliste wspomnienie

O tak, pełna zgoda.
No, chwała Chrystusowi, szkoda tylko, że nie pozwolił nam się spotkać w rzeczywistości.

Ale w niebie przybijemy sobie "piątkę" :yahoo:

Nie wiem, czy tam wejdę, ale nadzieję mam :)


koteczek7062014
Posty: 96
Rejestracja: 17 cze 2014, 19:22
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: Zielona Góra
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: koteczek7062014 » 13 wrz 2014, 19:21

hmhmm - owszem, dziś już reaguję szybciej, na przykład po tym kiedy pracownicy pewnej stacji paliw wyzywali mnie od dziw*i (jestem w TR, jechaliśmy do Warszawy na kongres założycielski) - dość szybko złożyłam na nich skargę na ich infolinii... na chamskie zaczepki na ulicy natychmiast odpyskowuję, zwykle czymś w rodzaju: odczep się lub wulgarną wersją tego...

stale się boję po tym wszystkim że coś złego się stanie, dlatego wszędzie noszę ze sobą gaz... noszę go już jakieś 2 lata, nigdy się na szczęście nie przydał... staram się nie chodzić sama gdy jest ciemno...

wiesz po co są tak długie okresy przedawnienia? bo ofiary często się boją, wstydzą... ja byłam zależna od rodziców którzy stoją po stronie kuzyna, studiowałam, i zwyczajnie się bałam że zostanę bez środków do życia, a choroba utrudniała mi funkcjonowanie, miałam trudności na studiach a o podjęciu pracy nie było mowy...

złożenie doniesienia zaczęło we mnie kiełkować na studiach, potrzebowałam lat by się w tym umocnić i pewnego dnia po prostu pękłam, zadzwoniłam z płaczem do przyjaciół, oni mi szukali numeru policyjnej infolinii bo nam net padł, dodzwoniłam się do Poznania, oni to przekazali Zielonej Górze i w ciągu 1,5 godziny od mojego telefonu była u nas policja... tak, wiem że mam małe szanse bo sprawy działy się: 13, 10 i 7 lat temu, ale niezależnie od efektu końcowego, wypowiedziałam to i nazwałam...

w najbliższy piątek przesłuchanie w sądzie... mam pietra bo nigdy w sądzie nie byłam; będzie to w przyjaznym pokoju, będę błagać Boga o to, by moje ciało zachowywało się w miarę spokojnie, nie licząc płaczu...

jutro z tą intencją pójdę na nabożeństwo, za tydzień pójdę w intencji dziękczynnej...

myślę, że Bóg nie chciał, bym dalej żyła z poczuciem niesprawiedliwości, sam mnie popchnął do tego...

btw. udało mi się dzięki Niemu przeżyć dzisiejszy dzień bez dodatkowej mirtazapiny...


Awatar użytkownika
hmhmm
Posty: 1239
Rejestracja: 20 cze 2014, 20:13
wyznanie: nie chce podawać
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: hmhmm » 13 wrz 2014, 19:50

koteczek7062014

Cieszę się, że u Ciebie jest już trochę chociaż lepiej. U mnie też było ciężko, ale stopniowo się wszystko poprawia. Będzie dobrze zobaczysz. Jak to się mówi strach ma wielkie oczy. Albo inaczej groźba jest gorsza niż jej wykonanie. Nikt się nie boi tego, co już się stało, co najwyżej tego, co się może stać.

Powodzenia, dasz sobie radę


Nick
Posty: 2006
Rejestracja: 29 kwie 2012, 12:54
wyznanie: Protestant
Gender: Male
Kontaktowanie:

Postautor: Nick » 14 wrz 2014, 10:55

Skąd: Zielona Góra


Moje rodzinne miasto :-)


koteczek7062014
Posty: 96
Rejestracja: 17 cze 2014, 19:22
wyznanie: nie chce podawać
Lokalizacja: Zielona Góra
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: koteczek7062014 » 14 wrz 2014, 15:30

drugi dzień bez podwyższonej mirtazapiny... zawierzyłam oczekiwanie na przesłuchanie i tą sprawę Bogu... jeśli Jego wolą będzie, to wezmę większą dawkę tego leku w nadchodzącym tygodniu - spokojnie, nie mam tu na myśli przedawkowania a doraźne zwiększenie za zgodą psychiatry... to już niedługo, w najbliższy piątek... proszę o modlitwę...


Nick
Posty: 2006
Rejestracja: 29 kwie 2012, 12:54
wyznanie: Protestant
Gender: Male
Kontaktowanie:

Postautor: Nick » 14 wrz 2014, 15:32

A bez tego się nie da?


kontousunięte1
Posty: 8825
Rejestracja: 07 kwie 2011, 16:43
wyznanie: Brak_denominacji
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: kontousunięte1 » 14 wrz 2014, 16:34

hmhmm pisze:Nie wiem, czy tam wejdę, ale nadzieję mam

Ja też mam nadzieję. Pismo nas o tym zapewnia. Chociaż przyznam szczerze,że trochę "zazdroszczę" tym osobom,które maja pewnośc.
Może ta nadzieja a nie pewnośc bierze się z katolickiego wychowania. Niestety,do końca chyba nigdy nie zrzucę z siebie tego brzemienia błędnych nauk. Intelektualnie wiem,że pewnośc zbawienia mam, ale na dnie serca jest jednak tylko nadzieja.


kontousunięte1
Posty: 8825
Rejestracja: 07 kwie 2011, 16:43
wyznanie: Brak_denominacji
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: kontousunięte1 » 14 wrz 2014, 16:40

koteczek7062014 pisze: proszę o modlitwę..

Masz ją i mocno trzymam kciuki. Na pewno Pan będzie cię wspierał, bo Bóg jest po stronie skrzywdzonych.


Awatar użytkownika
hmhmm
Posty: 1239
Rejestracja: 20 cze 2014, 20:13
wyznanie: nie chce podawać
Gender: None specified
Kontaktowanie:

Postautor: hmhmm » 14 wrz 2014, 17:20

kontousunięte1
Zrzucisz, zobaczysz :)



Wróć do „Świadectwa, rozważania, nauczania ... ku wzajemnemu zbudowaniu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości