Moje małe (nie)katolickie świadectwo
: 02 maja 2017, 19:22
Witajcie!
Mam 21 lat i chciałam się z wami podzielić moim... no właśnie- świadectwo to za dużo powiedziane, w porównaniu do niektórych waszych doświadczeń- opiszę zmianę w moim życiu.
Wcześniej założyłam już swój pierwszy temat tutaj, szukając odpowiedzi na moje katolickie wątpliwości. Teraz wierzę, że dostrzegłam prawdę, którą jest tylko Jezus.
Wychowałam się jako katoliczka. Ale nigdy nie byłam szczególnie chętna, by chodzić do kościoła. Był to dla mnie bardziej strach przed popełnieniem grzechu opuszczenia niedzieli, niż prawdziwa chęć. Jednak w przypływach zaangażowania w moją wiarę, zapisałam się róży różańcowej, jeździłam czasem do Częstochowy przed cudowny obraz, moja wiara była bardziej zbiorem zwyczajów, bez zrozumienia kim był Jezus, bez znajomości Jego słów, przesłania, tego jak się dla nas poświęcił. Nigdy nie miałam pisma świętego w dłoniach.
Kilka miesięcy temu, przypadkiem, nie pamiętam już czy to było to forum, czy inny artykuł, natknęłam się na pogląd, że kult Maryjny jest bałwochwalczy. Przytaczano tam fragmenty z Pisma, których nigdy wcześniej nie znałam: o tym, że Bóg zabrania oddawania czci stworzeniu, że ludzie zamieniają Boga na pokładanie nadziei w człowieku.
Pomyślałam: co oni piszą, jak tak można. Przecież Fatima, Częstochowa, różaniec, którego nawet papież używa, to, że Maryja uratowała JPII przed śmiercią, pieśni maryjne, których uczyłam się od dzieciństwa, przecież każdy Polak 'wierzy w Maryję', a ci którzy w ją wątpią to musi być jakaś sekta.
Kiedy nadeszła niedziela i msza, czułam się bardzo dziwnie.... W głowie miałam te cytaty... Wokół wisiały plakaty z fatimskimi dziećmi, jako 100 rocznica objawień, ołtarz nie przedstawiający Jezusa, ale wstępującą do nieba Maryję... patrzyłam na to wszystko, a kiedy na koniec mszy tradycją jest u nas odmówienie 'Pod twoją obronę...'- nie mogło mi to przejść przez gardło. Od tamtej pory nie byłam w stanie śpiewać pieśni chwalących Królową Świata. A czytanie tekstów objawień zaczęło budzić moje przerażenie- że Maria (ta biblijna) nie żądałaby budowania kościołów i kaplic ku swojej czci.
Byłam w takim wewnętrznym szoku. Zaczęłam szukać odpowiedzi, pierwszy raz sięgnęłam po Nowy Testament, w którym nie znalazłam uzasadnienia tego gigantycznego kultu. Poczułam, że tak bardzo mi Jezusa brak, że go przysypałam dogmatami Maryjnymi, modlitwami do niej, a czytając Jego słowa miałam łzy w oczach, bo tak daleko byłam od Jezusa.
Od kultu wszystko się zaczęło, kolejne wątpliwości przyszły w zamianie opłatka w ciało. Przeżywam to raczej jako pamiątkę, uczestnictwo w Jego wieczerzy i podziękowanie, że dane mi jest być Chrześcijanką.
Wiele jeszcze przede mną w poznawaniu Jezusa, ale pierwszy raz coś się w mojej wierze zmieniło- czuję, że na lepsze.
Mam 21 lat i chciałam się z wami podzielić moim... no właśnie- świadectwo to za dużo powiedziane, w porównaniu do niektórych waszych doświadczeń- opiszę zmianę w moim życiu.
Wcześniej założyłam już swój pierwszy temat tutaj, szukając odpowiedzi na moje katolickie wątpliwości. Teraz wierzę, że dostrzegłam prawdę, którą jest tylko Jezus.
Wychowałam się jako katoliczka. Ale nigdy nie byłam szczególnie chętna, by chodzić do kościoła. Był to dla mnie bardziej strach przed popełnieniem grzechu opuszczenia niedzieli, niż prawdziwa chęć. Jednak w przypływach zaangażowania w moją wiarę, zapisałam się róży różańcowej, jeździłam czasem do Częstochowy przed cudowny obraz, moja wiara była bardziej zbiorem zwyczajów, bez zrozumienia kim był Jezus, bez znajomości Jego słów, przesłania, tego jak się dla nas poświęcił. Nigdy nie miałam pisma świętego w dłoniach.
Kilka miesięcy temu, przypadkiem, nie pamiętam już czy to było to forum, czy inny artykuł, natknęłam się na pogląd, że kult Maryjny jest bałwochwalczy. Przytaczano tam fragmenty z Pisma, których nigdy wcześniej nie znałam: o tym, że Bóg zabrania oddawania czci stworzeniu, że ludzie zamieniają Boga na pokładanie nadziei w człowieku.
Pomyślałam: co oni piszą, jak tak można. Przecież Fatima, Częstochowa, różaniec, którego nawet papież używa, to, że Maryja uratowała JPII przed śmiercią, pieśni maryjne, których uczyłam się od dzieciństwa, przecież każdy Polak 'wierzy w Maryję', a ci którzy w ją wątpią to musi być jakaś sekta.
Kiedy nadeszła niedziela i msza, czułam się bardzo dziwnie.... W głowie miałam te cytaty... Wokół wisiały plakaty z fatimskimi dziećmi, jako 100 rocznica objawień, ołtarz nie przedstawiający Jezusa, ale wstępującą do nieba Maryję... patrzyłam na to wszystko, a kiedy na koniec mszy tradycją jest u nas odmówienie 'Pod twoją obronę...'- nie mogło mi to przejść przez gardło. Od tamtej pory nie byłam w stanie śpiewać pieśni chwalących Królową Świata. A czytanie tekstów objawień zaczęło budzić moje przerażenie- że Maria (ta biblijna) nie żądałaby budowania kościołów i kaplic ku swojej czci.
Byłam w takim wewnętrznym szoku. Zaczęłam szukać odpowiedzi, pierwszy raz sięgnęłam po Nowy Testament, w którym nie znalazłam uzasadnienia tego gigantycznego kultu. Poczułam, że tak bardzo mi Jezusa brak, że go przysypałam dogmatami Maryjnymi, modlitwami do niej, a czytając Jego słowa miałam łzy w oczach, bo tak daleko byłam od Jezusa.
Od kultu wszystko się zaczęło, kolejne wątpliwości przyszły w zamianie opłatka w ciało. Przeżywam to raczej jako pamiątkę, uczestnictwo w Jego wieczerzy i podziękowanie, że dane mi jest być Chrześcijanką.
Wiele jeszcze przede mną w poznawaniu Jezusa, ale pierwszy raz coś się w mojej wierze zmieniło- czuję, że na lepsze.