derko pisze:Orban wpycha Węgry w uzależnienie energetyczne Rosji. Reaktor atomowy może być obsługiwany tylko przez Rosję. Dla obniżenia ceny gazu z Rosji i wybudowania elektrowni atomowej za rosyjskie pieniądze Orban zamkną możliwość rozbudowy niezależnej sieci przesyłu przez i do Węgier. Węgry dzięki temu mają tylko jedno źródło dostaw. Z Rosji.
Jak ktoś myśli, ze Węgry będą miały tani gaz i energię elektryczną już zawsze, to jest naiwny.
Do tego, Rosji chodzi o rozbicie jedności UE w sprawach cen i dostaw gazu, bo w ten sposób będą mogli sterować krajami uzależnionymi od dostaw ze wschodu. Jak zagra jakiś kraj jak Moskwa będzie chciała to dostanie gaz po niższych cenach, jak nie, to dostanie podwyżkę.
Jak takie uzależnienie wygląda to widać w Białorusi, Ukrainie. Do czasu odczuwała to Litwa, Estonia. z tym, ze pokazały środkowy palec budując terminal.
Dotknąłeś właśnie samego sedna sprawy. Rosja wykorzystuje ruchy nacjonalistyczne i ekstremę prawicową i lewicową krajów UE i NATO, w celu osłabienia w/w wspólnot zarówno pod względem militarnym, jak i gospodarczym. Chaos i brak porozumienia jest Put-In'owi na rękę, bo brak wypracowanych wspólnie metod zabezpieczenia energetycznego popycha zacofane państwa (nie mające dostępu do rozbudowanej infrastruktury czerpiącej z energii odnawialnej, nie posiadających elektrowni atomowych i naturalnych złóż gazu, ropy, etc) w ręce Rosji. Stwarzanie poczucia zagrożenia konfliktem militarnym może natomiast przyspieszyć prace nad unifikacją dowodzenia jednostkami wojskowymi państw członkowskich Sojuszu Północnoatlantyckiego, więc Rosja pogrywa sobie na tym terenie, na którym nie obawia się takiej reakcji (vide: Ukraina, Gruzja, Mołdawia). Należy pamiętać o głośnych protestach dyplomacji Federacji Rosyjskiej, w związku z rozmowami pomiędzy NATO, a Ukrainą i Gruzją, a także ciągłych próbach torpedowania rozmów pomiędzy tymi krajami, a UE. W kontekście militarnym, zajęcie Krymu jest jedynie stworzeniem przyczółka, umożliwiającego utworzenie korytarza do Naddniestrza i dalszej ekspansji, mogącej wyglądać tak, jak wojna z "zielonymi ludzikami" na Krymie w zeszłym roku. Temu służy destabilizacja polityki wewnętrznej, wspieranie ruchów prorosyjskich i stwarzanie poczucia zagrożenia mniejszości rosyjskiej zamieszkującej te kraje, którą to mniejszość mógłby później Putin "wyzwalać". Takiego pretekstu użył na Krymie i na wschodzie Ukrainy, tego chwytu próbuje w stos. do państw nadbałtyckich. Destabilizacja regionu służy także interesom gospodarczym Rosji, gdyż odwleka w czasie zbliżenie tych krajów (w szczególności Ukrainy, Mołdawii, Gruzji) z zachodem i uzależnia gospodarczo (a głównie energetycznie) od Federacji.
Co do USA- ich imperialistyczne zapędy są znane nie od dziś, jednakże należy pamiętać o kilku zasadach w postępowaniu z mocarstwem, którego armia bądź co bądź stanowi trzon sił NATO- Stany liczą się jedynie ze zdaniem silnych (podobnie jak Rosja), nie ważne, czy przeciwników, czy sojuszników. Sojusz z silną UE jest USA na rękę, gdyż nie wiąże poważnych sił wojskowych w Europie i wzmacnia pozycję zarówno Stanów Zjednoczonych, jak i UE w rozmowach z Rosją. Rozbijanie Unii jest zatem działaniem na szkodę Polski, bo osłabia nasze stanowisko w rozmowach z USA i wystawia Polskę prosto przed celownik (militarny i ekonomiczny) Rosji. Megalomani, twierdzący, że Polska sobie sama poradzi i jest w stanie prowadzić niezależną od nikogo politykę zagraniczną, albo nie znają realiów dzisiejszej geopolityki, albo narażają się na słuszne podejrzenia działania (świadomie, bądź nie) pod dyktando służb wywiadowczych obcego państwa.