Dziuplodzialka pisze:Pierwotne chrześcijaństwo datuję do ok. 150 r. - 200 r. n.e. - tuż po odłączeniu od synagogi - potem już nastąpiło spoganizowanie.
Takie podejście mnie zawsze fascynuje, a mianowicie zawsze mnie zastanawia jak ktoś, kto przyjmuje taką perspektywę, jest w ogóle w stanie być chrześcijaninem. Stwierdzić coś takiego to jak powiedzieć, że Chrystus nie zmartwychwstał albo nawet lepiej: że zmartwychwstał, a potem umarł - ale jeśli się tak stwierdzi, to po co wierzyć? Czego wart jest taki Chrystus? Chyba wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że historia Kościoła jest trudna i słodko-kwaśna, ale w chwili gdy powiemy, że misja Chrystusa i Apostołów kompletnie zawiodła, że to bosko-ludzkie Ciało Chrystusa w zasadzie obumarło, to po co dalej wierzyć Chrystusowi, skoro nie zdołał zachować Kościoła nienaruszonym? Jedną rzeczą jest powiedzieć, że Kościół w tym czy innym momencie wymagał reformy, naprawy, ale całkiem inną rzeczą jest stwierdzić, że wszystko wzięło w łeb. Jeśli Kościół tak szybko poniósł klęskę, to Jezus jest fałszywym Mesjaszem niewartym zaufania.