kontousunięte1 pisze:Kwestią najważniejszą, tak myślę, w tym sporze jest to, że Motyl ma napisać, że Pan Jezus jest wcielonym Bogiem, prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek. Może się mylę, ale to (bo to ważne) chyba masz wyartykułować, Motyl.
kontousunięte1....Motyl za zadne skarby swiata tak nie napisze....bo Motyl dopiero co opuscil kokon i podjal swoj lot....na chwale Boza...
Nie ma czegos takiego jak czlowiek-Bog.....
Byc w jednosci z Bogiem , tak jak Jezus byl z Nim w jednosci, nie znaczy przeciez byc Bogiem....To nie to samo....
Bog to Bog...niepojety Absolut....a JA JESTEM Jego czastka.....Czescia Jego dziela stworzenia , ktore przenika Jego duch....
Czlowiek to istota obdarzona od poczatku swego istnienia swiadomoscia istnienia tegoz Boga ....jednosci z Nim....swiadoma zycia, ktore w pelni od tego niepojetego Boga zalezy...i swiadoma ciala, ktore umiera.....bo przeciez kazde cialo na ziemi umiera....wszystko, co zyje na ziemi zwyczajnie umiera....
Czlowiek, w pelnym znaczeniu tego slowa, to ozywiony Duchem Bozym proch....Jak czytamy w Biblii jest to
dusza zyjaca....
....czyli cialo nie jest dusza....ani duch nie jest dusza....caly czlowiek jest dusza....
W Biblii czytamy jednak o smierci ciala i o smierci duszy.....
Coz to moze znaczyc...?
I jak to sie ma do Objawienia danego ludziom w Chrystusie....?
Podczas rozwazan w samotnosci i w roznym towarzystwie dochodze do kwestii wiecznosci zycia....wiecznego zycia czlowieka, ktore z jakiegos powodu zostalo zaburzone.... uniemozliwione.... i okryte wielka tajemnica....w Biblii czytamy, ze z powodu grzechu....
Ale czym jest ten grzech...?
I dlaczego on sie w ogole pojawia ....?.....wbrew mojej naturze, danej mi przez Boga.....
Dlaczego Jezus umiera za nasze grzechy....?....Czym sa te
nasze grzechy....?...Czym ludzkosc zgrzeszyla....?
I jak mam rozumiec to wieczne zycie czlowieka....?...skoro jestem swiadoma smierci duszy....czyli momentu, kiedy moje cialo sie zuzyje i opusci je ozywiajacy Duch...i zgasna wszystkie moje mysli.....
Smierc to oddalenie zycia od prochu....opuszczenie ciala przez ozywiajacego ducha.....rozpad dwoch czynnikow skladajacych sie na dusze....
W Biblii czytamy, ze zycia wieczne polega na znajomosci Boga i Syna Bozego.....CZLOWIEKA, ktorego poslal Bog, aby dal swiadectwo prawdzie....i w pelni swiadomego, ze musi umrzec...
Znac Syna Bozego to...znac siebie....prawdziwego czlowieka....swiadomego zycia i smierci....a wiec czystego....bez zadnego grzechu....bez tajemnic (np . tajemnicy wiary
)....
A wiec ....swiadomosc Boga w moim istnieniu....moje prawdziwe JA JESTEM....
JA JESTEM....OBSERWUJE....KOCHAM....
Czym (kim ?) jest ten SUBIEKT ktory to wszystko postrzega ...? ...doswiadcza wszystkiego.....?...ktory czuje, ze zyje...ze umiera w bolu i cierpieniu....?...to COS we mnie, czego jestem swiadoma, ze JEST....ale czego do konca nie pojmuje.....?
Czy ktos z was zadawal juz sobie takie pytania....?
A moze ktos zna juz odpowiedzi....?
Moze KAAN.....?
PS...zdaje sobie sprawe, ze ten post jest bardzo osobisty.....ale pisze od serca.....