łucja pisze:Przeczytałam tę książkę zaraz po jej ukazaniu się na polskim rynku i byłam bardzo rozczarowana, zwłaszcza że wiekszośc z moich znajomych nie przestawało się nią zachwycac a i kościół mój przeszedł (z bolesnym skutkiem) fazę "chrzczenia celem wszystkiego, co możliwe".
Pytasz o opinię, a zatem i ona:
1. Dla mnie jest to jedna z pozycji w stylu "10 kroków do... - jak znaleźc zone, jak naprawic kran, jak załozyc firme itp". Żadnej głębszej teologii, nic poza frazesami psychologiczno-religijnymi, książka naszpikowana "przekazem podprogowym" (czyli wiele myśli zawartych w formie niebezpośredniego nakazu, ubranych w ładne, wzruszające slogany, które można wyświetlic na rzutniku pod tekstem pieśni w kościele).
2. Książka, która nie mówi nic o łasce i o tym, że Pan Jezus sam buduje swój Kościół oraz o prawdziwej przemianie umysłu. Hasła mówiące o "doświadczaniu zmiany" są nasiąknięte nowoczesną psychologią sukcesu, czytając zauważam, jak cała moja uwaga jest kierowana na mnie samą, na proces "samodoskonalenia" mnie (sic!) poprzez nadanie konkretnego celu i kierunku wszystkim moim poczynaniom.
Kiedy patrzę na życie chrześcijan, którzy posłusznie i z miłością idą za Panem, widzę jak bardzo ich życie jest ukierunkowane, poukładane, uporządkowane, pełne pokoju - bo taki jest nasz Pan. Mają głęboką mądrośc płynącą z pouczenia Ducja Świętego i nie muszą przez całe swoje życie leczyc się z kompleksów, "wyznając swą wartośc w Bogu" i "nadając znaczenie swojemu zyciu" - oni po prostu wiedzą, gdzie jest ich prawdziowy DOM i gdzie jest ich prawdziwy SKARB - i tam jest ich serce. Nie odnajduję tego w książce Ricka Warrena - to płytka, powierzchowna, humanistyczna papka, która w zetknięciu się ze zmaganiem duchowym po prostu ulega totalnemu rozmiękczeniu. Nie twierdzę, że w tej książce nie ma ani jednej mądrej czy pomocnej mysli - bo takowe są a i nawet niektóre zaskakujące. Ale... No własnie, ale jest to splecione z mnóstwem bełkotliwych i chwytliwych "mądrości" tego świata. A usprawiedliwieniem dla tego zabiegu jest posiłkowanie się parafrazami Biblii.... ratunku! Wydaje mi się, że nauczanie biblijne powinno raczej wracac do oryginału, do kontekstu a nie opierac się na parafrazach pseudopoetyckich i innych ułatwieniach - bo biedni chrześcijanie nie rozumieją Biblii, więc należy podac im jakieś rozrzedzone mleczko...w proszku... Drażni mnie to, bo w moim otoczeniu to nie "nowi" wierzący, niemowlęta duchowe sięgają po tą książkę czy ekscytują się parafrazami... tylko pastorzy i inni tak zwani "nauczyciele słowa". A potem wszyscy sie dziwimy, że kościół chodzi w kółko, szuka celu i samoświadomości, buduje swoją tożsamośc na ckliwych parafrazach wersetów (powyrywanych częstokroc z kontekstu) i kiedy przychodzi burza, nie może się ostac...
Ta książka nie jest głupia - ale może byc ogłupiająca dla tych, którzy złapią się na jej haczyk.
Szkoda że nie przeczytałam tego komentarza zanim przeczytałam tą książkę.
Byłabym ostrożniejsza przy czytaniu.
Wprowadziła wiele zamieszania w moje życie.
Mój pastor tak się rozczulał nad tą książką ja nad żadną inną. Wiele rzeczy mnie dziwiło...ale cóż z nikim nie mogłam o tym porozmawiać a już powiedzieć coś złego na Rica W. w moim zboże graniczyło z obrazą Boga ... bo to przecież mąż Boży!!!
?? śmiem kwestionować ??!!
No ale Bóg się zatroszczył i wpadła mi ręce inna pozycja. Nie wiem nawet kto to napisał ale można to teraz znaleźć na
www.chlebznieba.pl "pomiędzy prawdą a okultyzmem" no i dzięki temu wyjaśniło mi się wiele "zagadek"