Problemy
-
- Posty: 6434
- Rejestracja: 01 paź 2012, 13:37
- wyznanie: Protestant
- Lokalizacja: Trójmiasto
- Gender:
- Kontaktowanie:
-
- Posty: 6434
- Rejestracja: 01 paź 2012, 13:37
- wyznanie: Protestant
- Lokalizacja: Trójmiasto
- Gender:
- Kontaktowanie:
-
- Posty: 6434
- Rejestracja: 01 paź 2012, 13:37
- wyznanie: Protestant
- Lokalizacja: Trójmiasto
- Gender:
- Kontaktowanie:
-
- Posty: 6434
- Rejestracja: 01 paź 2012, 13:37
- wyznanie: Protestant
- Lokalizacja: Trójmiasto
- Gender:
- Kontaktowanie:
I znowu pojawiły się problemy. Daleko jestem od stanu, w jakim byłam w połowie sierpnia. Można powiedzieć, że moje wakacje (drugie z kolei) były zmarnowane przez skutki uboczne leków i chorobę. Dopiero około 12 sierpnia wszystko powróciło do normy, a właściwie było świetnie. Byłam bardzo szczęśliwa, miałam tę jasność i swobodę umysłu, która do właściwego funkcjonowania wśród ludzi jest mi potrzebna. W mojej duszy wreszcie zapanował pokój oraz szczęście i nadzieja zbawienia. Mogę powiedzieć więc, że 1/4 moich wakacji była bardzo udana, jednak stało się tyle ważnym dla mnie rzeczy, że był to wielki progres patrząc na całokształt mojej egzystencji. Niestety, głównie przez leki, które znowu spowodowały prawdziwą burzę dla moich neuroprzekaźników pojawiły się typowe dla ostatnich kilkunastu miesięcy otępienie (choć teraz jest już na o niebo lepszym poziomie, niż przed wakacjami) które wpływa bardzo na moje kontakty z ludźmi. Zwykle, gdy jestem w towarzystwie po prostu nie wiem, co powiedzieć, jak kontynuować rozmowę, nie mówiąc już jak zachować się odbierając krytykę bądź poruszając delikatne dla mnie tematy. Wiem, że przyczyna jest w mojej głowie, mam źle dobrane leki, co wpływa na moje umiejętności interpersonalne (gdy leki były dobrane dobrze to byłam bardzo rozgadaną osobą). Aktualnie trochę ryzykuję odstawiając leki szybciej niż, zaleca lekarz, ale zupełnie się nie obawiam.
Przez stan mojego umysłu zmieniła się też relacja z Bogiem... po prostu nie interesują mnie tak "wzniosłe" sprawy, jak zbawienie mojej duszy, stan sumienia. Bardziej interesuje mnie to, co zjem na obiad, aniżeli moja relacja z Jezusem.
Niektóre grzechy stały się dla mnie chlebem powszednim, takie, jak zawiść i niechęć do niektórych osób i różne złe myśli o nich. Właściwie żyję jakbym wcale nie znała Boga, myślę o nim rzadko - gdy mam problemy. Moje życie wygląda teraz tak: budzę się o 6.00, jadę do szkoły, wracam do domu o godzinie 17/18. Jem, włączam komputer i oglądam codziennie odwiedzane strony. Gdy nie ma na nich żadnych ciekawych treści (a zazwyczaj nie ma) wchodzę na facebooka (na którym także nie ma nic interesującego) słucham jakichś piosenek, koresponduję, po jakimś czasie znów wchodzę na facebooka (i niespodzianka! znowu nic ciekawego) ewentualnie odrabiam lekcje, myję się, idę spać.
W weekendy oglądam filmy (które niekoniecznie niosą wartości chrześcijańskie, właściwie to oglądam przeróżne filmy, nawet bardzo niechrześcijańskie i kontrowersyjne, ale po prostu takie lubię), odwiedzam babcię, oglądam telewizję, oglądam śmieciowe strony typu kwejk, w niedzielę odrabiam lekcje. Właściwie to żyję od piątku do piątku (chociaż piątek ma w sobie taki urok, że jest piątkiem i na tym się kończy).
Chciałabym wreszcie zacząć robić coś sensownego, zacząć wzrastać jako chrześcijanka. Nie mam na to ochoty, ale mimo to jakiś cichy głosik mi podpowiada, by to robić. Ale nie bardzo wiem, co. Więc może należałoby zacząć od jakichś małych kroków. Przez leki jak pisałam mam deficyt uczuć, jestem troszkę otępiała, bo gdybym znowu poczuła w sobie trochę więcej duszy, byłoby o wiele lepiej. I właśnie chodzi mi o jakieś rady, co zmienić w moim życiu.
Jest rzecz, za którą powinniście mnie zganić, ponieważ od ponad miesiąca ani razu nie zajrzałam do Biblii. Po prostu nie chce mi się czytać czegokolwiek, gdy nie muszę tego czytać i nie ma to związku ze szkołą. Poza tym czytanie Biblii jest teraz dla mnie zajęciem równie budującym co czytanie gazety regionalnej. Po prostu czytam jakiś fragment, nie trafia do mnie, szybko zapominam.
No więc to wszystko. Strasznie to długie i pewnie niewiele osób przeczyta, a jeszcze mniej będzie chciało mi odpowiedzieć (szczerze nie dziwię, gdybym sama miała przeczytać taką wiadomość, to już nawet nie chciałoby mi się odpowiadać i odnosić do każdego mojego akapitu). Jednak gdy pojawi się ktoś, kto akurat znajdzie wolny czas i chęć, by pomóc mi w jakiś sposób, będę bardzo szczęśliwa. W sumie to czuję, że powinnam skasować dużą część wiadomości, bo zawiera informacje niepotrzebne, użalanie się nad sobą i jakieś nic niewnoszące banały, ale jednak zostanie ona w niezmienionej formie.
Pozdrawiam, Klaudia.
Przez stan mojego umysłu zmieniła się też relacja z Bogiem... po prostu nie interesują mnie tak "wzniosłe" sprawy, jak zbawienie mojej duszy, stan sumienia. Bardziej interesuje mnie to, co zjem na obiad, aniżeli moja relacja z Jezusem.
Niektóre grzechy stały się dla mnie chlebem powszednim, takie, jak zawiść i niechęć do niektórych osób i różne złe myśli o nich. Właściwie żyję jakbym wcale nie znała Boga, myślę o nim rzadko - gdy mam problemy. Moje życie wygląda teraz tak: budzę się o 6.00, jadę do szkoły, wracam do domu o godzinie 17/18. Jem, włączam komputer i oglądam codziennie odwiedzane strony. Gdy nie ma na nich żadnych ciekawych treści (a zazwyczaj nie ma) wchodzę na facebooka (na którym także nie ma nic interesującego) słucham jakichś piosenek, koresponduję, po jakimś czasie znów wchodzę na facebooka (i niespodzianka! znowu nic ciekawego) ewentualnie odrabiam lekcje, myję się, idę spać.
W weekendy oglądam filmy (które niekoniecznie niosą wartości chrześcijańskie, właściwie to oglądam przeróżne filmy, nawet bardzo niechrześcijańskie i kontrowersyjne, ale po prostu takie lubię), odwiedzam babcię, oglądam telewizję, oglądam śmieciowe strony typu kwejk, w niedzielę odrabiam lekcje. Właściwie to żyję od piątku do piątku (chociaż piątek ma w sobie taki urok, że jest piątkiem i na tym się kończy).
Chciałabym wreszcie zacząć robić coś sensownego, zacząć wzrastać jako chrześcijanka. Nie mam na to ochoty, ale mimo to jakiś cichy głosik mi podpowiada, by to robić. Ale nie bardzo wiem, co. Więc może należałoby zacząć od jakichś małych kroków. Przez leki jak pisałam mam deficyt uczuć, jestem troszkę otępiała, bo gdybym znowu poczuła w sobie trochę więcej duszy, byłoby o wiele lepiej. I właśnie chodzi mi o jakieś rady, co zmienić w moim życiu.
Jest rzecz, za którą powinniście mnie zganić, ponieważ od ponad miesiąca ani razu nie zajrzałam do Biblii. Po prostu nie chce mi się czytać czegokolwiek, gdy nie muszę tego czytać i nie ma to związku ze szkołą. Poza tym czytanie Biblii jest teraz dla mnie zajęciem równie budującym co czytanie gazety regionalnej. Po prostu czytam jakiś fragment, nie trafia do mnie, szybko zapominam.
No więc to wszystko. Strasznie to długie i pewnie niewiele osób przeczyta, a jeszcze mniej będzie chciało mi odpowiedzieć (szczerze nie dziwię, gdybym sama miała przeczytać taką wiadomość, to już nawet nie chciałoby mi się odpowiadać i odnosić do każdego mojego akapitu). Jednak gdy pojawi się ktoś, kto akurat znajdzie wolny czas i chęć, by pomóc mi w jakiś sposób, będę bardzo szczęśliwa. W sumie to czuję, że powinnam skasować dużą część wiadomości, bo zawiera informacje niepotrzebne, użalanie się nad sobą i jakieś nic niewnoszące banały, ale jednak zostanie ona w niezmienionej formie.
Pozdrawiam, Klaudia.
Coco pisze: Strasznie to długie i pewnie niewiele osób przeczyta
Przeczytałem!
No cóż, żyjesz jak przeciętna osoba w Twoim wieku. To dobrze, że czujesz potrzebę robienia czegoś sensownego- tym już się wyróżniasz Zacznij działać, po prostu. I dobrze, że w tym całym stanie masz myśli o Bogu. Pewnie nie takiej odpowiedzi oczekiwałaś...
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości