Postautor: magda » 12 paź 2014, 12:20
No to mieszkałam w stolicy Congo Kinshasie ,mieliśmy duży dom z rozległą parcelą i ten dom stał na wzgórku był do niego duży podjazd na około domu i na całej parceli rosły drzewa owocowe. Cała rzecz zaczęła się od złodzieja co nam wlazł na dach. Była to dzielnica ludzi przy groszu ,duże domy, ogrody okolone mrurami i bardzo często złodzieje łaszczyli się zeby wleść i coś ukraść. No to pewnej nocy leżymy z mężem w łóżku ale czytamy coś i nie śpimy a już dawno po północy i słyszymy że ktoś chodzi po dachu jakiś pojedyńczy złodziej ale drugi może być na parceli więc trochę strach ale nie za bardzo bo był nas kolega i spał w innym pokoju. No to mój mąż krzyczy do tego złodzieja , "złaź z dachu już wiemy że tam jesteś i nic ci się nie uda ukraść" gościu ucichł no ale za chwilę znów chodzi no to znów krzyczymy, nie reaguje więc mówię do męża , może koleś nie rozumie po francusku, no to mąż krzyczy po lingala, chłop ma to gdzies , no to znów krzyczy tym razem po swahili no i nic ,Zawołaliśmy kolegę tego co nas spał ,który pracował a Rwandzie i zna jakieś inne języki ,myślimy Że może to uchodźca z Rwandy bo oni często kradną więc ten kolega też krzyknął w jakimś jezyku ,tez się złodziej nie przejął i łazi. No to dwóch chłopa w dom więc się nie bali już wyjść i mąż wsiadł w samochód i odjechał kawałek po podjeździe, a tam jest z górki włączył reflektory i ustawił się tak żeby oświetlały dach. Na dachu nikogo nie ma, ale był tam wystający murek na dachu z okienkiem więc może się bandzior położył za murkiem. No pół nocy takiego straszenia złodzieja i koleś uciekł i zrobiła się cisza. Na drugi dzień to samo i tak co 2-3 dni przychodził. Nad dachem zwieszało się wielkie drzewo mangowe i akurat był sezon na manga więc doszliśmy do wniosku ze gościu zbiera mango i sprzedaje na bazarze to daliśmy sobie z tym spokój drzewo ogromne owoców dużo więc niech sobie zbiera. A że był to sezon na większość owoców bo to po porze deszczowej więc któregoś dnie dzieciaki mnie zawołały że na końcu parceli są dojrzale takie zielone duże owoce "serce wołu" i żebym tam poszła, w południe , gorąco jak w piekle a daleko bo parcela duża i do tego mam włazić na drzewo, boy pojechał do miasta a mnie sie nie chciało ale poszłam i wlazłam na to drzewo bo dzieci nie mogły bo drzewo ma kolce. No i spojrzałam na dom a tam właśnie na tym mureku na dach stoi ogromna małpa no i potem sobie zaczęła chodzic po dachu i zbierać mango. Rozwiązała się sprawa złodzieja . Tylko ryliśmy ze smiechu jak to mąż do tej małpy przemawiał w kilku jezykach. Niestety nie było nam do śmiechu już za parę dni bo moje dzieci zaczęły dla małpki wynosić bułeczki i inne fykasy i małpa przyszła do domu bo się poczuła zaproszona. Od tej pory zaczął się sądny dzień , nawet kasetony od sufitu wyrywała bo jej się ta zabawa podobała , Był to duży męki osobnik i nie skory do żadnej współpracy ,lubił się na przyklad onanizować siedząc na dach samochodu na oczach dzieci, zaczał też zaglądać do sasiadów i ukręcać ich kurom łby tak dla zabawy bo kur nie jadł, no i zrobił się o to konflikt z sąsiadami. No nie będe pisać dokładnie jakie piekło przeszyliśmy ale pewnego dnie miałam mieć gości i nakryłam duży stół serwetą , piękną kupioną w Polsce od Ruskich przepięknie ręcznie chaftowaną a małpa skoczyła na stół i zrobiła ogromną kupę na tą serwetę. Boj powiedział ze po kupie małpy nie bedzie prał i to już przepełniło czarę goryczy, Spojrzałam na małpę z nienawiścią i poszłam do polskiego ambasadora pożyczyć karabin żeby zestrzelić potwora, Polski ambasador mieszkał blisko mnie , dał mi spluwę ale jak wróciłam to małpy już nie było i więcej już się nie pokazala, ona zrozumiała że chcę jej coś złego zrobić na tyle to była inteligentna, No to tak w wielkim skrócie jak widzisz zwykłe bardzo złośliwe zwierze a nie braciszek.
Hi 42:7 bw ".... Mój gniew zapłonął przeciwko tobie i przeciwko dwom twoim przyjaciołom, ponieważ nie mówiliście o mnie prawdy, jak mój sługa Job."