Nick pisze:Coco pisze:Chciałabym się zbliżyć do Boga
Jeśli faktycznie tak byś chciała to poproś Boga żeby Ci to umożliwił...
Coco pisze: i pomóc w czymś komuś.
Hm, to możesz osiągnąć w każdej chwili... Możesz zacząć od małych rzeczy, np. pomagając rodzicom w codziennych sprawach.
A najlepiej zacząć od:
Iv pisze:[...] rozmowy z Nim (modlitwa) i powiedz wszystko co leży Ci na sercu.
Jak dla mnie "zbliżenie się do Boga" może być jedynie
efektem realizowania pewnych celów na ziemi, a nie celem samym w sobie. Choć brzmi to wzniośle, to jednak jest w tym przypadku trochę bez sensu. Skupiając swoje myśli na tym, żeby zbliżyć się do Boga, nie będziesz wiedziała co robić, bo w skład wora czynności zbliżających do Boga wchodzi wszystko, co
robisz na Jego chwałę. A zatem możesz:
- pomagać w domu
na chwałę Bogu
- nauczyć się śpiewać
na chwałę Bogu
- nauczyć się malować
na chwałę Bogu
- rozwijać swój umysł w jakiejś dziedzinie
na chwałę Bogu
- poszerzać swoją wiedzę
na chwałę Bogu
- wyjechać do Afryki ewangelizować
na chwałę Bogu
- itd.itp
O czym myślisz, gdy mówisz, że chcesz zbliżyć się do Boga? Może pierwszy myślnik, a może drugi... a może...żaden?Może tyle tego jest, że w zasadzie na żadnym się nie skupiasz? Pod tym pojęciem może kryć się wszystko. Nic więc dziwnego, że takie myślenie nie pcha Cię do przodu. To trochę tak jakby przykładowo pewna osoba chciała zostać inżynierem, ale nie wiedziała inżynierem czego chce zostać. Przychodzi czas wyboru uczelni, a osoba ta nie wie co robić, bo jej cel był zbyt ogólny i nigdy nie zastanowiła się nad tym, w jakiej konkretnie dziedzinie chce być specjalistą. Takie ogólne myśli nie pchają do działania, mogą być jedynie pewnym punktem zaczepienia, myślą, którą niezwłocznie trzeba rozwinąć i przejść do konkretów, inaczej niczego sama w sobie nie zmieni. Postanawiasz więc zbliżyć do Boga. To jest twój punkt zaczepienia. Rozwijasz myśl i zadajesz sobie pytanie jak to zrobić. Wyznaczasz
szczegółowe cele. Realizujesz je i tym samym zbliżasz się do Boga.
Przykładowo: Postanawiam, że:
np. - zdobędę dobre wykształcenie
- stanę się dla kogoś wsparciem jako przyjaciółka
- nauczę się śpiewać
- poszerzę swoją wiedzę czytając tę książkę
- zostanę stomatologiem
- zerwę z tym co mnie zniewala
- itp.
Podzieliłbym jeszcze typ celów ze względu na odległości(trudności) jakie musisz przebyć, aby je osiągnąć. Im bardziej odległy, tym większą radość sprawia jego osiągnięcie. Wg mnie człowiek powinien zawsze mieć co najmniej jeden główny cel, dosyć odległy, stanowiący jego główny kierunek rozwoju. Mniejsze cele są realizowane pobocznie, ale ważne jest, żeby towarzyszył im cel główny. Inaczej idzie się pogubić. Przykładowo:
Coco nie ma głównego celu, ale ma mnóstwo pobocznych. Coco pomaga w domu i myje naczynia(realizuje cel poboczny). Po umyciu naczyń wchodzi na fb tracąc czas(buuuu), bo zrealizowała już wszystkie cele poboczne. Co byłoby, gdyby Coco miała cel główny? Umyłaby naczynia i przeszłaby do realizacji celu głównego, którym może być np. misja zostanę strażakiem. Coco leci więc na siłkę przypakować, żeby jej czasem silny strumień wody z węża nie przewalił
Tym sposobem działa, a nie marnuje czas.
Chrześcijanin to zwykły człowiek, jeżeli będziesz szukała inspiracji i zachęty do życia dla Jezusa wśród chmur, to jej nie znajdziesz. Zejdź na ziemię i odnajdź go w zwykłych ziemskich czynnościach.
Mam nadzieję, że choć trochę idzie zrozumieć ten bełkot
By the way, nie biorę żadnych leków otępiających, a piszesz o wiele ładniej niż ja, także nie jest źle. (Dragonarze, mam nadzieję, że nie jesteś zazdrosny
).