ZbiMacz pisze:To życie masz po to aby żyć na chwałę Boga
Czyli jak?
ZbiMacz pisze:ale masz wolny wybór, jak Adam i Ewa.
Porównywanie ich wyboru z przypowieści do mojej sytuacji, człowieka żyjącego w XXI wieku jest kompletnie nieadekwatne. Gdyby przede mną staną Bóg (jak w tej przypowieści) i powiedział co mogę a co nie mogę, to dopiero byłoby to adekwatne porównanie.
A tymczasem ja żadnego boga jeszcze nigdy nie widziałem i nie słyszałem.
Obserwuję natomiast przeróżne religie, które głoszą istnienie przeróżnych bogów.
Zagorzali przedstawiciele tych religii twierdzą, że tylko ich bóg jest tym jedynym prawdziwym ale nie podają na to żadnych przekonywujących, wiarygodnych argumentów.
To co, trzeba by wierzyć im wszystkim jednocześnie tak na wszelki wypadek?
ZbiMacz pisze:To jest główne kryterium. Albo już teraz nawrócisz się i przyjmiesz białą szatę osoby nowonarodzonej i będziesz zaproszony do bycia po śmierci z Bogiem, albo nie zrobisz tego i będziesz musiał być oddalony od Boga, gdyż spłoniesz w ogniu Bożej sprawiedliwości.
To fetyszyzowanie przez chrześcijan „tu i teraz” „za życia” jest kuriozalne.
No jeśli jak twierdzicie, nasza dusza jest nieśmiertelna i żyje wiecznie, a Bóg jest kwintesencją miłości i dobroci, to dlaczego nie miałby dać takiej duszy drugiej szansy? Bo co? Coś mu to ujmie? Bezsens...
Dopiero dając drugą czy kolejną szansę można mówić o miłosierdziu...
Inaczej to jest kpina, a nie miłosierdzie...
Ta nagroda lub kara ma być za wiarę lub jej brak, czy tak?
A czy Ty pojmujesz, że nie da się zmusić siebie samego do wiary w cokolwiek?
Tak samo jest z miłością...
ZbiMacz pisze:Przyjmij Jego miłość i ofiarę abyś i ty mógł mieć społeczność z Bogiem po śmierci.
Czyli co zrobić konkretnie?
OK, przyjmuję. Jak ktoś chce mnie kochać to proszę bardzo. Ja nie mam nic przeciw temu
Absolutnie nic.
Trudno tylko ode mnie wymagać bym kochał kogoś kogo nigdy nie widziałem, nie słyszałem, czy nie poznałem jakimkolwiek zmysłem... To chyba jest oczywiste?